Witam !
Chciałabym na wstępie podziękować za komentarze i za to że odwiedzacie mojego bloga ,komentarz pod notką może teraz dodać każdy z was, więc zapraszam do czytania ! :D
*********************************************************************************
Mike siedział wściekły, a inny lekarz wciąż się nie pojawiał. Mało tego, młody "specjalista" też gdzieś zniknął. Czekałam z zapartym tchem. Tak się bałam, a co teraz, jeżeli jestem chora? To prawda, stroniłam od szpitali i służby zdrowia, ale czy w tak młodym wieku jest mi dane zapaść na tak ciężką chorobę?
Nagle w drzwiach stanął starszy pan z brodą w białym kitlu.
- Dzień dobry. Nazywam się M.Ley, chirurg. Podobno wystąpiły jakieś problemy z moim stażystą? - nie zdążyłam odpowiedzieć, zrobił to Mike.
- Tak. Chce tu kogoś kompetentnego, żeby zbadał moją dziewczynę. Tamten pan wygłasza jakieś tezy z księżyca!
- A mianowicie?
- Zobaczył podobno jakiegoś guza!
- Niech się pan uspokoi. Choroby się zdarzają, nie tylko pana dziewczynie. Wszyscy na tym oddziale są chorzy.
- Dobrze .. niech pan już ją zbada.
- Wedle życzenia - odpowiedział drwiąco, starszy pan.
Rozpoczął badanie w taki sam sposób jak tamten wcześniej, czyli USG. Przyglądał się i przyglądał w ekran aparatury bez słowa i trwało by to pewnie dłuższą chwilę, ale nie wytrzymałam napięcia i zapytałam:
- Co pan tam widzi, Panie doktorze?
- W sumie muszę powiedzieć, że macica jest czysta. Bardziej poszedł bym w stronę jajowodów, to z nimi jest coś nie tak, ale żadnego guza tu nie widzę. Jedynie jakieś zgrubienie. Możliwe, że to torbiel. Chociaż sam nie wiem co to takiego. Pozwoli Pani, że zabierzemy panią na oddział ginekologiczny, ale najpierw zrobimy specjalistyczne badanie. Czy jest pani dziewicą?
- Hm … nie … - odpowiedziałam po cichu, a lekarz spojrzał wymownie na Mikego. Co za tupet!
- Od dawna? - myślałam, że wstanę i wyjdę.
- Od kilku tygodni.
- Dobrze. W takim razie wie pani co? Rozegramy to inaczej. Najpierw pojedzie pani na jeszcze jedno badanie.
- Dobrze.
- Ale jest ono płatne … sama pani rozumie - Michael wstał na równe nogi i jednym ruchem odkleił wąsy.
- Niech pan słucha. Zapłacę nawet jeżeli będzie to kosztowało milion dolarów - lekarz otworzył usta i zaczął się jąkać.
- Pan .. Pan ...
- Tak, Michael Jackson, syn Josepha i Katherin. Coś jeszcze?
- Nie. Już ją zabieramy. Będzie miała najlepsza opiekę!
- Ja myślę.
- Ale niestety nie może pan być przy tym badaniu.
- Dobrze, zaczekam tu.
- Pielęgniarka przyjdzie po pana i przeprowadzi innym korytarzem dla personelu, jak będzie już po wszystkim, zgoda?
- Dobrze.
Zabrali mnie na te cholerne badanie, którego się strasznie bałam. Pierwszy raz miałam styczność z ginekologią i strasznie się wstydziłam. Zawieźli mnie wózkiem. Dojechaliśmy do wielkich, różowawych drzwi. Za nimi krył się biały gabinet z fotelem do badania.
- Proszę się położyć i rozebrać - powiedział lekko, podenerwowany już lekarz.
- Dobrze - rzuciłam obojętnie, chociaż miałam ochotę uciec. Nie było przy mnie Mikego.
Położyłam się na tym "urządzeniu" i zamknęłam oczy. Najchętniej zatkałabym sobie jeszcze uszy. Lekarz zabrał się za badanie. Trwała cisza, która dla mnie była niezręczna.
- Jak ma pani na imię?
- Diana.
- Bardzo ładnie, ale do rzeczy. Kiedy Pani ostatni raz miesiączkowała?
- Hm .... w tamtym miesiącu .... od dziesiątego.
- A wie pani, że dziś jest 21?
- Yy ... no tak.
- Miesiączka spóźnia się pani o 11 dni i nic pani z tym nie robi? Nie zgłaszała pani nigdzie tego?
- Nie ....
- To mam dla Pani wiadomość. Jest pani w pierwszym miesiącu ciąży. Z racji tego, że jest to tak wcześnie, dlatego nie mogliśmy tego rozpoznać. Dopiero to badanie pozwoliło to stwierdzić
- Tak … - byłam szczęśliwa? Przerażona? Nie wiem co to za dziwne uczucie, ale lekarz mówił dalej.
- Osobiście zawołam Pani chłopaka.
- Dobrze - widząc moją zakłopotaną minę, zaczął insynuować.
- Niech się pani nie martwi. Przecież narzeczony pieniądze ma.
- Sądzi pan, że łapię Go na dziecko? Niech pan już po niego idzie i da mi święty spokój.
- Dobrze, dobrze … przepraszam - co za wredny typ!
Wyszedł, a ja wstałam i się ubrałam. Nie wiedziałam jak Mike na tą wiadomość zareaguje, ale usłyszałam, że ktoś biegnie przez korytarz. Wiedziałam, że to On. Z impetem otworzył drzwi aż się przestraszyłam.
- Kochanie co się dzieje? - nie usiadł, a ukucnął tuż przede mną.
- Nie Mike .. słuchaj .. nie wiem jak mam Ci to powiedzieć ..
- Lekarz mi gratulował jak przyszedł. Czy Ty jesteś w ciąży?
- Tak .... Michael .. ja wiem, że nie powinnam, że powinnam uważać .. Twoja kariera ....
- O czym Ty mówisz? - wstał zirytowany – Uważasz, że coś jest dla mnie ważniejsze niż to maleństwo? - położył rękę na moim brzuchu.
- Wiem, ale myślałam ...
- Jak masz myśleć takie głupoty, to lepiej nie myśl wcale. Zrobię wszystko, żebyśmy byli razem szczęśliwi, rozumiesz? Nawet nie wiesz jak marzyłem o własnym dziecku. Ilekroć patrzyłem na ludzi na ulicach z limuzyn jadąc przez miasto, myślałem wtedy ''oddałbym to wszystko co mam, żeby móc żyć tak jak Oni'', a teraz Ty chcesz mi to dać! Kocham Cię - po tych słowach, łzy spłynęły po moich policzkach.
- Dziękuję – odpowiedziałam.
Wracaliśmy do domu. Michael dumnie prowadził auto, a ja myślałam jak powiem o tym rodzicom. Mike chyba też o tym właśnie pomyślał, bo spytał komu powiemy najpierw.
- Myślę, że moim rodzicom będzie bezpieczniej.
- Hahah może i masz racje, wiec jedziemy najpierw do twoich.
- Teraz? Już dzisiaj?
- A po co mamy to ukrywać? Może i powiedzą mi parę nieprzyjemnych słów, może i wygnają mnie z domu, ale to co. Chce, żeby wiedział o tym cały świat!
- Nie będzie aż tak źle.
Dojeżdżaliśmy, a ręce trzęsły mi się jakbym miała znów dziesięć lat i wracała do domu powiedzieć mamie, że dostałam w szkolę uwagę za złe sprawowanie. Mike też zaczął się denerwować, ale nie dawał tego po sobie poznać. Sam mnie uspokajał.
Weszliśmy. Mama siedziała w salonie, a tata był w garażu.
- Dzień Dobry! - krzyknęłam.
- A dzień dobry, kochanie. Cóż za niespodzianka!
- Tak mamo, a bo właśnie wracamy z .... z zakupów i postanowiliśmy wpaść do was - spojrzałam na Michaela. Wzniósł oczy teatralnie ku górze.
- Idę przygotuję coś do jedzenia. Wy młodzi wcale o siebie nie dbacie. Michael sama skóra i kości, Diana też nic lepszego.
Mike nachylił się do mnie. Już wiedziałam co chce powiedzieć, ale powiedziałam mu:
- Cicho. Chyba nie chcesz, żeby dowiedziała się w progu o tym, że będzie babcią.
Usiedliśmy w salonie. Mike przejął inicjatywę.
- Czy może pani zawołać swojego męża?
- Tak, oczywiście, a coś się stało?
- Nie .. wręcz przeciwnie. Niech Go pani zawoła - mama pobiegła, a ja czekałam jak na skazanie.
- No już jesteśmy!
- Siadajcie … chcielibyśmy wam powiedzieć .. - złapałam Michaela za rękę - O tym, że będziecie dziadkami.
Ojciec wstał, a mama złapała się za głowę. Zrobiło się tak cicho, że było słychać tykający zegar z kuchni.
- Kochanie ...
- Mamo!
- Tak się cieszę! Boże nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ja też się ciesze - powiedział ze złością ojciec.
- Tato czemu jesteś zły?
- Nie jestem, ale uważam, że powinniście z tym zaczekać. Po ile wy macie lat? Czy jesteście w stanie poradzić sobie z taką małą istotką? Wasze życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni! - Michael zabrał głos.
- Niech pan posłucha. Jesteśmy dorośli i zajmiemy się tym dzieckiem. Zrobię wszystko, żeby niczego im nie zabrakło, Dianie i dziecku. Przysięgam to panu!
- No zobaczymy.
- Oj kochanie, przestań. Ciesz się szczęściem córki!
- Dobrze, ale, żeby nie było, że nie mówiłem - tata nadal nie dawał za wygraną.
- Dobrze .. już zostaw to na później, ale kochani .. wiecie u nas tradycją jest, że kiedy kobieta rodzi to ma już nazwisko męża. Uważam, że powinniście wziąć ślub. Taka jest tradycja. Biała suknia, obrączka.
- Mamo .. czy ta szopka jest koniecznie, potrzebna?
- Tak! Na wszystko przystanę, ale ślub musi być. Tego wam nie odpuszczę!
- No dobrze .... niech będzie, ale żadne duże przyjecie. Kameralnie, dobrze?
- No dobrze, ale mamy dość sporą rodzinę.
- Michael co Ty na to?
- Zgadzam się z panią, ale też nie chce dużego przyjęcia. Nie lubię takich zresztą. Nie chce, żeby prasa pisała. Chyba pani mnie rozumie?
- Rozumiem.
Rozmawialiśmy z mamą jeszcze dobre parę minut. Ona już chciała by wszystko ustalić dziś, a dla nas to było za dużo. Przecież dopiero co dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami, a co dopiero reszta i ślub. Został jeszcze najważniejszy problem. Musimy jechać do rodziców Michaela i mieliśmy dotrzeć tam wieczorem. Tego spotkania bałam się najbardziej, a co jeżeli rodzice Michaela nie będą tak mili? Czuje, że Joseph nieźle się wkurzy i jak się później okazało miałam w stu procentach racje.
Tym razem Mike się nie spieszył. Jechaliśmy powoli. Jakby nie chciał wcale dojechać. ale przecież Oni też zasługują na to, żeby się dowiedzieć. Przecież mieliśmy formalnie stać się rodziną. Powinni dowiedzieć się o wszystkim, tym bardziej, że zaplanowaliśmy przyjecie, na którym nie może ich zabraknąć!
Dotarliśmy do domu Państwa Jackson. Drzwi otworzyła La Toya.
- Hej!
- Cześć. Są rodzice?
- Jest Joseph, mamy na razie nie ma. Ma być za chwile.
- Dobrze, poczekamy na nią.
Gdy tylko weszliśmy i Joseph usłyszał nasze glosy, od razu wyszedł.
- A wy czego tu szukacie?
- Niczego co byś miał.
- Przyszedłeś tu pyskować? Co? I jeszcze przyprowadziłeś tę dziewuchę?
- Tak, a co? Ta dziewucha będzie moją żoną!
- Co takiego?
- A tak! Właśnie tak! Mało tego. Powiem Ci więcej, chcesz?
- Zamieniam się w słuch - roześmiał się drwiąco.
- Będziemy mieli dziecko. Będziesz dziadkiem.
- Co? Dałeś się złapać na dzieciaka? Ty … - w tym momencie weszła mama Michaela.
- Co to za krzyki? Słychać was na drugiej stronie ulicy. Dajecie powód do kolejnych plotek!
- Mamo jak dobrze, że jesteś ...
- Posłuchaj Katherine. Twój ukochany synek zrobił dzieciaka tej … !
- Dianie! - krzyknęłam ze złości.
- Michael, czy to prawda? Będziecie mieli dziecko?
- Tak mamo, to prawda. Za osiem miesięcy urodzi nam się dziecko. Przyjechaliśmy tu, żebyś się dowiedziała od nas, nie z prasy, a poza tym. Chciałbym Cię zaprosić na ślub. Jeszcze nie wszystko ustalone, ale chce, żebyście przyszli.
- Kochanie - Katherine ucałowała Michaela.
- Mnie sobie odpuście. Nie przyjdę!
- Nie musisz! - syknął ktoś za moim plecami. Odwróciłam się. Za nami na schodach stało całe rodzeństwo Jacksonów, jak na komendę.
- Ty nie musisz, my przyjdziemy. Michael jest naszym bratem!
- A idźcie wszyscy do diabła! - krzyknął wściekły Joseph i wyszedł bez słowa.
U Jacksonów też się zasiedzieliśmy, bo wszyscy się dopytywali i sami chcieli zorganizować nam ślub. Na co Mike kategorycznie się nie zgodził. W sumie ja też się bałam co Oni mogą wykombinować. Bracia Michaela żartowali sobie z niego, mówiąc różne zboczone rzeczy. Im bardziej się bronił, tym bardziej Oni napierali aż mama Katherin musiała ich uspokajać.
To był długi i ciężki dzień. W efekcie byliśmy o czwartej nad ranem dopiero w domu. Leżałam już w łóżku i myślałam, czy to możliwe, czy to tylko sen, w którym mam urodzić dziecko Michaela Jacksona?!
Ooooooo... Jak słodko:) Dosłownie rozpływam sié nad tymrozdziałem i nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rodział! czekam na następny.
OdpowiedzUsuńtymczasem zapraszam cię na mojego bloga: http://bestofjoy.blog.onet.pl/