sobota, 9 maja 2015

piątek, 24 kwietnia 2015

Michael i Diana cz.23

Witam !
Nie będę długo pisać  zapraszam na notkę ! :D
******************************************************

Leżałam tu sama, cicho szlochając. Brzuch bolał mnie tak bardzo, że nie miałam siły się ruszać. Nie było nikogo kto mógłby mi pomóc. Trzymałam się w pół, czekając na chodź by jeden ruch, sprawdzając nerwowo, czy aby nie straciłam swojego najcenniejszego skarbu. Czekałam i czekałam i wreszcie jest jeden ruch! Za raz kolejny. Tak się cieszyłam, że żyją, wszystko jest w porządku! Tak bardzo się cieszyłam. Łzy teraz również spływały po moich policzkach, ale tym razem symbolizowały szczęście, tak wielkie, że samotność i biel sali oraz szpitalne łóżko przestało mi doskwierać. Nagle usłyszałam z korytarza krzyki.
- Ja muszę do niej wejść! Niech Pan mnie przepuści!
- Pacjentka śpi. Jest skrajnie wyczerpana! Proszę dać już na dziś spokój!
- Do diabła! Tam jest moja narzeczona! Muszę do niej wejść. Lepiej niech Pan się przesunie!
- Panie Jackson! Proszę się uspokoić, zaraz wezwę ochronę!
- To niech Pan wzywa!
Michael wtargnął do sali jak szalony.
- Cześć kochanie.
- Cześć, ale Ty jesteś uparty i zaborczy. Mam nadzieje, że żadne z nich się w Ciebie nie wrodzi z charakterkiem, bo będą same problemy - uśmiechnęłam się.
- Nie prawda. Będą uparte, to zawsze do czegoś dojdą w życiu.
- Tak jak tata.
- Oczywiście.
- Możesz mi powiedzieć co się ze mną stało?
- Hm ... no w sumie mogę Ci powiedzieć, a właściwie powinienem na Ciebie na krzyczeć, ale nie wolno Ci się denerwować ...
- A dokładniej?
- Masz silną nerwicę. Lekarze twierdzą, że nie stosujesz się do zaleceń. Podobno miałaś się nie denerwować przez cały okres ciąży, ale ja wiem .. w tym jest również moja wina. Zamiast robić Ci wyrzuty, powinienem od razu sprać Josepha.
- Co Ty mówisz?!
- Jak to co mówię? Dobrze wiesz, że liczą się tylko pieniądze, tak było i jest od pokoleń, ale nie powinien mieszać w to również Ciebie. Jeżeli coś by się stało z dziećmi, nie darowałbym sobie tego ...przysięgam!
- Ale nic się nie stało. Wszystko jest dobrze, prawda?
- Tak! Wszystko jest jeszcze dobrze, ale lekarz powiedział, że jeżeli będziesz dalej tak przeżywać wszystko nerwowo, grozi Ci wcześniejszy poród dużo przed terminem, to dopiero piąty miesiąc jest. Możliwe, że któreś z nich by mogło tego nie przeżyć lub mieć wady wrodzone.
- A tego nie chcemy. Dlatego od dziś koniec z denerwowaniem się!
- Właśnie Diana wiesz, że mamy zaplanowany ślub, a co za tym idzie całą ceremonie. Nie chce, żeby było aż tak hucznie. Boję się, że media zaczną plotkować, a Tobie może coś się stać.
- Jakieś sugestie?
- Tak, pobierzmy się jutro!
- Słucham?
- Tak pobierzmy się jutro. Niech ślub odbędzie się w plenerze!
- Ale jak to?
- Przyjdzie tylko najbliższa rodzina i przyjaciele. Żadnej wielkiej ceremonii.
- Ale Mike .. ja jestem nadal w szpitalu!
- Ale dziś wyjdziesz.
- Nie mam nawet sukni.
- Uwierz, że masz i powiem Ci jedno, nie wierzysz w możliwości Janet i LaToy.
- Ok niech będzie, a co na to rodzice?
- Ja już to wszystko zorganizowałem.
- Catering też?
- I catering i muzykę i księdza, wszystko!
- No dobrze, wiec czas stąd wyjść.
- Idziemy Pani Jackson!
- Jeszcze nie!
- Oj tam, pomyliłem się o nie całe 24 h.
- A która jest?
- 13.00.
- A, na którą mamy ślub?
- Na 12.00 jutro w ogrodzie mojej odwiecznej przyjaciółki Merry.
- Nie znam jej.
- Oj to poznasz! Tam jest pięknie, spodoba Ci się, gwarantuje Ci to.
- Co my robimy. To czyste szaleństwo, Michael.
- Wiem, ale tylko wariaci są coś warci!
- Obyś miał rację!
Następnego dnia o 8.00 rano w naszym domu, było już pełno ludzi. Wszyscy biegali, mamie złamał się obcas, Janet nie podobał się makijaż, mimo, że była malowana dobrą godzinę, Mike nie mógł zawiązać krawata, a ja siedziałam ciągle nie przebrana, rozglądając się na boki po nich wszystkich. Przeżywali tę ceremonie bardziej niż ja, dosłownie rzecz ujmując.
- Diana!
- Słucham?
- Chodź szybko. Czas już się przebierać!
- Oczywiście. Już idę mamo.
Weszłyśmy do naszego salonu. Był pusty. Na środku stal wieszak, na którym wisiała moja suknia w pokrowcu.
- Mam nadzieje, że się nie rozpadnie!
- A czemu miałaby się rozpaść? - mama spojrzała na mnie złowieszczo.
- A to dlatego, że była szyta w przyśpieszeniu.
- Kochanie za te pieniądze i z tego materiału, ślub w niej będzie mogła brać jeszcze Twoja córcia.
- Oj mamo nie mów już tak.
- Przepraszam .. rozkleiłam się .... tak pięknie wyglądasz.
- Nie płacz, bo źle gorset zasznurujesz! - tym żartem rozluźniłam atmosferę i zaczęłyśmy się śmiać.
Schodziłam po schodach. U samego dołu czekał Michael w czarnym garniturze. Wyglądał ślicznie. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i stał jakby zamarł. Podeszłam bliżej. Po policzku spływała mu łza.
- Co wy wszyscy dziś tak na smutno. Myślałam, że będziesz się cieszyć.
- Ćśśśś ..wyglądasz tak ślicznie … jesteś taka piękna .... zakochałem się w Tobie na nowo.
- To zasługa naszej makijażystki.
- Nie kochanie, nie żartuj .... to Twoja zasługa. Wyglądasz cudnie, jesteś piękna .... zakochałem się po raz drugi ...sto razy mocniej, sto razy więcej … - pocałowałam Go lekko.
- Dobra, starczy tych amorów. Zostawcie to na noc poślubną. Teraz musimy już jechać. Merry dzwoniła, że ksiądz już przybył - powiedział wybiegając już z domu, Tito.
Dojechaliśmy na miejsce. Ogród był naprawdę śliczny. Wszędzie wisiały białe wstążki, tort ułożony z babeczek z niebieskim lukrem i świecącymi drobinkami, tak mało spotykane. Chciałam dotknąć przez moje łakomstwo, ale w ostatnim momencie się opamiętałam i powiedziałam łapiąc się za brzuch, musicie jeszcze troszkę poczekać. Uśmiechnęłam się. Z boku ogrodu był ustawiony ołtarz i krzesła. Czerwony dywan wyznaczał drogę do ołtarza. Goście już siedzieli, Mike czekał przy ołtarzu. Tata podszedł.
- Gotowa?
- Tak.
- To idziemy.
Szliśmy powoli dostojnym krokiem. Mike stał i uśmiechał, wyglądał tak uroczo. Te czarne niesforne loczki. Oczki, w których widziałam ten blask. Nikt nie mógł mi odebrać tej chwili, była piękna, cudowna, nie powtarzalna. Czułam, że dotarłam do bram nieba i zaraz miałam przekroczyć granice miedzy niebem, a ziemią. Składaliśmy sobie przysięgę patrząc w oczy. Mówiliśmy szczerze, nie uciekając wzrokiem. To co było mówione w obecności księdza, płynęło prosto z serca. Po złożonej przysiędze, zatańczyliśmy pierwszy taniec. W takt wolnej muzyki, kołysaliśmy się ciągle nie odrywając od siebie wzroku. Suknia mimo swojego masywnego wyglądu, była niesamowicie wygodna i pięknie się układała. Fotograf niczym paparazzi robił zdjęcia i Mike sam przyznał, że pierwszy raz nie denerwuje Go obiektyw. Na koniec stanęliśmy do wspólnego zdjęcia rodzinnego, które uwieczniło ten piękny dzień. Stanie w ramkach na honorowym miejscu naszego DOMU, nad kominkiem, przy którym będziemy siedzieć razem dziś, jutro, po jutrze. Pokryje je kurz, a nasze głowy biel siwych włosów. Tylko nasza miłość nie zmieni się na wieki. 

piątek, 17 kwietnia 2015

Michael i Diana cz.22

Witam ! 
Zapraszam na nową notkę i proszę o komentowanie :D Dziękuję że czytacie i mnie odwiedzacie , jest mi niezmiernie miło :D
****************************************************

Stwierdziliśmy z Michaelem, że przestaniemy się interesować prasą. Stres nie wpływa dobrze na moją ciąże. Nie chce nie potrzebnych niespodzianek, bo po co żałować czynów, które miały miejsce przez złość.
Dziś mieliśmy odwiedzić rodziców Michaela. Najwyższy czas ustalić już wszystko z racji tego, że dziewczyny przejęły inicjatywę, trzeba się dogadać co dalej. Gdzie przyjecie, gdzie ceremonia i tak dalej. Nie wypada tak teraz odstawiać ich bez słowa. Chcą pomagać i doceniam to. Sama nie wiem, czy dałabym rade, chociaż mimo mojego błogosławionego stanu byłam bardzo zwinna i chętna do działania. Z rozmyślań wyrwał mnie Mike.
- O czym tak myślisz?
- A w sumie o wszystkim i o niczym.
- O ślubie?
- Między innymi też.
- Nie martw się. Będzie wszystko dobrze.
- Nie może być inaczej. W końcu to nasz wielki dzień!
- Dokładnie.
- O jesteśmy, tylko nie wysiadaj tak szybko.
- Dlaczego?
- Otworze Ci drzwi - cały Mike. Jak zawsze musi postawić na swoim.
Weszliśmy do Jacksonów. Panowała cisza. Całą rodzinę zastaliśmy w salonie. Oglądali TV.
- Głośno o was - palnęła Janet.
- Nawet mi o tym nie wspominaj - syknął Mike.
- Oni by chcieli wszystko wiedzieć. Najchętniej weszliby do naszego domu.
- Oj ... nie ma już o czym mówić - wtrąciła Katherine.
- Właśnie, lepiej opowiedzcie co tam u was, jak się czujesz?
- Dobrze. Ciąża mi służy.
- Widać kochanie! Jesteś taka rozpromieniona … uczęszczacie na badania zapewne?
- Oczywiście. Inaczej Michael by zwariował jakby było inaczej. Zresztą ja też się denerwuje.
- No przecież ktoś musi odziedziczyć mój majątek - roześmiał się Mike.
- No ktoś na pewno odziedziczy, ale nie Twoja żonka - powiedział dobitnie Joseph.
- Jak to?
- A tak to mój drogi Michaelu. Nie powiedziała Ci?
- Diana o czym On mówi?
- Michael .. miałam Ci powiedzieć ...
- Co miałaś mi powiedzieć?
- Oj Diana ... nie powiedziałeś mu o tym, że podpisałaś przy notariuszu intercyzę? Teraz wszystko po Twojej śmierci należy do potomków naszej rodziny, tych którzy nazywają się od urodzenia Jackson.
- Ty żartujesz! Kazałeś kobiecie w ciąży podpisać dokumenty? Niech zgadnę, przyszedłeś wtedy kiedy mnie nie było, tak? Mam racje?! Odpowiedz?!
- No tak, tak.
- Nie kłóćcie się. Mieliście ustalać ślub.
- Nie mam ochoty. Jednak wychodzę.
- Mike zaczekaj - wstałam i podbiegłam do niego. Odsunął się delikatnie, nie pozwalając się przytulić.
Wracaliśmy do domu w ciszy, kiedy nagle ją przerwał.
- Diana czemu mi nie powiedziałaś? Proszę odpowiedz mi.
- Posłuchaj, to nie tak jak myślisz ... na prawdę chciałam Ci powiedzieć, ale … zabrakło mi odwagi - rozpłakałam się i nie umiałam nic już więcej powiedzieć. Wiem, powinnam była Go przeprosić, ale nie mogłam wydobyć słowa z siebie, dusząc się własnymi łzami.
Gdy dojechaliśmy, wysiadłam w pospiechu z samochodu. Poszłam przed siebie. Nie daleko był las. Usiadłam na ściółce i zaczęłam rozmyślać. Założyłam ręce za głowę. Jak się teraz z tego wyplątać?
- Diana? Kochanie - odwróciłam się. To był Mike.
- Przepraszam .. wiem .. nie powinnam, ale posłuchaj. On przyszedł jak byłeś w trasie koncertowej. Bałam się. Z nim był notariusz. Powiedział, że da nam spokój, jak tylko podpisze te cholerne stosy papierów. Uwierzyłam .. chciałam, tylko, żeby nas zostawił.
- Wiem, wiem chciałaś dobrze. To ja przepraszam. Wymagam od Ciebie, żebyś mówiła prawdę i tak powinno być. Musimy opierać nasz związek na zaufaniu, ale ja też nie byłem fair wobec Ciebie.
- Jak to? - przez głowę przebiegły mi tysiące myśli.
- Pamiętasz jak chciałaś … pamiętasz?
- Pamiętam.
- To wtedy ja nie bylem w sklepie .. ani w studio.
- A gdzie?
- Pojechałem do Paula. Znalazłem Go. Porozmawialiśmy po męsku.
- Porozmawialiście ..
- No dobrze .. uderzyłem Go. Straciłem nad sobą kontrole, myśląc jak Cie skrzywdził.
- I co? Oddal Ci?
- No co Ty. Nie miał siły.
- Mój wojownik.
- Moja księżniczka.
- Już się nie gniewasz?
- Nie, ale pamiętaj, nigdy więcej kłamstw, żadnego zatajania z mojej i Twojej strony, ok?
- Tak zgadzam się. Popieram ten pomysł. Jest genialny i oby tak zawsze było.
- Będzie jeżeli tylko trochę się postaramy.
- To co idziemy?
- Tak.
Wracaliśmy gawędząc o tym jak będzie dalej. Stwierdziliśmy nawzajem, że wypada przeprosić Kathetrin, że była świadkiem tak przykrych wydarzeń, które nie powinny mieć miejsca w jej obecności. Dowiedziałam się przy okazji ile upokorzeń zniosła przez Josepha. Na pewno było jej przykro. Miało być tak miło, mieliśmy razem omawiać nasz ślub. Postanowiliśmy, że zaprosimy ich wszystkich do nas. Niech przyjadą na trochę, odpoczną od zgiełku i kochanego ojca, fleszy, kamer. Wróciliśmy. Ja weszłam do kuchni, a Mike poszedł dzwonić. Gdy skończył, przyszedł do kuchni.
- I co? Przyjadą?
- Cała rodzina!
- To źle?
- Tyle Jacksonów pod jednym dachem!
- Na ile zostaną?
- Na noc tylko, na więcej nie mogą, ale i tak się ciesze. Tak mało czasu spędzają razem i ze mną również. Wreszcie można będzie zasiąść i porozmawiać jak za dawnych lat.
- Masz racje. Wszystkim, to dobrze zrobi.
Następnego dnia, czekaliśmy już na Jacksonów. Przyjechali punktualnie. Od drzwi było słychać. że sprzeczają się między sobą. Cali Oni. Katherine oczywiście przywiozła ciasto. Lubiłam je, ale nie potrzebnie się napracowała. Miała odpoczywać.
- O jak się ciesze, że jesteście!
- Nie kłam Pani Jackson.
- Swen mój drogi Tito, Swen moje nazwisko.
- No dobra .. mhhh .. Pani w 50% Jackson.
- Ciekawe, która część jest już Jackson?
- Randy!
- Wydaje mi się, że ta od pasa w dół, nie?
- Skąd te domysły?
- No wiesz .. Ona jest w ciąży.
- Możecie być cicho? - Michael już nie wytrzymywał.
- Właśnie!
- Bo co?
- Bo ja tak mówię, a mam w sobie dwóch Jacksonów i mam większą siłę przebicia!
Wszyscy zaczęli się śmiać. Wiedziałam, że miło spędzimy ten wieczór. Oczywiście od razu wzięliśmy się za planowanie. Wszystko zostało chyba dopięte już na ostatni guzik. Cieszyłam się, że mam już to wreszcie z głowy i to było w tym wszystkim najlepsze. Jednak Mike zaczął znów ten niezręczny temat.
- Posłuchajcie .. wiecie, że Diana podpisała z Josephem intercyzę.
- Wiemy.
- A wiec będę chciał załatwić, to inaczej.
- A w jaki sposób?
- Będę zmuszony założyć sprawę w sądzie i odzyskać prawa dla Diany.
- Mike nie trzeba.
- Ja sądzę, że trzeba.
- Synu! Nie możesz prawować się z ojcem. Przecież wszystkie gazety to opiszą. Prasa będzie trąbić na cały kraj. Nie potrzebne nam to.
- Mamo! Ale tu chodzi o jej przyszłość … - te słowa usłyszałam już jak przez mgle. Pociągnęłam Michaela za ramie. Czułam straszny ból, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w brzuch. Więcej nic nie pamiętam, tylko krzyk LaToyi i światła samochodu ratowników medycznych.
Obudziłam się już w szpitalu. Nikogo przy mnie nie było. Jedynie białe ściany. Dobrze wiedziałam, gdzie jestem, to był szpital. Wzięłam się odruchowo za brzuch, odkryłam prześcieradło. Chciałam zobaczyć Michaela. Zaczęłam krzyczeć, ale nie przychodził.
- Mike .. Mike – płakałam, ale odpowiadało mi tylko echo pustej sali.  

piątek, 3 kwietnia 2015

Michael i Diana cz.21

Witam !
Na wstępie chciałabym złożyć wam życzenia.Zdrowych , radosnych i pogodnych Świąt Wielkanocnych ! Dla wszystkich moich czytelników , tych stałych i tych nowych , oraz podziękować mojej kochanej W. Piszącej opowiadanie Bad Girl oraz http://michael-and-betty-story.blogspot.com/ która zmotywowała mnie do pisania tego opowiadania i zawsze ma czas na zredagowanie mojej notki i polecić wam dwie strony na Facebooku także fanek Michaela które chcą rozwijać swoje pasje.Jak będziecie mieli czas to proszę odwiedzicie je  oto linki https://www.facebook.com/wiktoriakozeraphoto?fref=ts
Wiktoria Kozera Photography
http:// www.facebook.com/pages/Maggie/782326748550045.

Pozdrawiam ! Miłego czytania !
******************************************************************************************

Gdy rodzina Alan już wyszła, zaczęłam rozmyślać. Dlaczego ludzie są tak podli wobec siebie. Dlaczego On tak bardzo musi cierpieć z powodu swojego sumienia, które słusznie mu podpowiada? Eh... życie jednak jest męczące, żeby nie powiedzieć przytłaczające. Odwróciłam się do Michaela. Spał. Tak słodko wyglądał w blasku księżyce. Jego włosy wydawały się jeszcze bardziej ciemne, delikatne loczki leżały teraz swobodnie na ramionach. Był taki spokojny, jakby sen był jego wybawieniem. Dam sobie rękę uciąć, że śnił o czymś pięknym. Już miałam dotknąć jego policzka, kiedy poczułam coś w brzuchu. Na początku nie zwróciłam uwagi, ale za drugim razem było to silniejsze. Odruchowo usiadałam i złapałam się w pół. Kolejny raz. W końcu przyszło mi do głowy. To pierwsze ruchy. Oo tak. W końcu to już cztery i pół miesiąca.
- Michael … Michael - szeptałam cicho.
- Co? Zaraz .. już śpiewam ..
- No nie .. ten mi śpiewał będzie .. Michael! Do licha ciężkiego.
- Co .. co się stało?! - krzyknął aż sama się wystraszyłam.
- Michael .. Oni się ruszają, zobacz.
- Kto się rusza?
- Dzieci.
- Jak to?
- O jej .. jak jesteś zaspany, to nie mogę się z Tobą dogadać - złapałam Go za dłoń i położyłam sobie na brzuchu.
- Nic nie czuje.
- A teraz?
- O Boże … - łzy spłynęły mu po twarzy.
- Mike … Oni już dają znać, że są ...
- Diana .. tak bardzo się cieszę. Daj dotknę jeszcze raz … o jej! Znów!
Teraz już płakaliśmy oboje. Nie wiem czemu, ale ta chwila była tak niesamowicie wzruszająca, że po prostu trudno było się opanować. Prawie do rana leżeliśmy gawędząc o tym jak damy im na imię. Jak będą rosły. Dobrze, że zasnął bo w tym tępię wybieralibyśmy im za chwile studia. W efekcie, mimo całego tego szczęścia, wstałam bardzo zmęczona. Dziś miałam przymierzać suknie. Nie miałam zbyt ochoty na podróże do miasta, ale czuję, że moje szwagierki mimo mojego bogosławionego stanu i tak by mi nie odpuściły. Były tak napalone na ten dzień, że jedyne co mogłam ,to zgadzać się na wszystko aby były zadowolone. Tak jak się domyślałam punkt dziesiąta stały na naszym podjeździe.
- Diana! Diana!
- Już, już zakładam buty.
- Gdzie się wybieracie? - spytał zdziwiony Michael.
- Jak to gdzie? Wybierać przyszłej Pani Jackson suknię - LaToya wzniosła oczy teatralnie ku górze.
- Jadę z wami.
- No chyba żartujesz! Nie możesz widzieć wcześniej Panny młodej niż w dniu ślubu - prychnęła zdenerwowana Janet.
- Ale Ty się ostatnio wygadana zrobiłaś - na te słowa, pokazała mu język.
- Kochanie idę z nimi, bo inaczej głowa mi uschnie. Będę za niedługo.
- Tak, tak …,za kilkadziesiąt godzin. Jak ja je znam.
- Jak my znamy Ciebie! Nic nie kombinuj! Zostań grzecznie w domu.
- Dobra już dobra. Ostatni raz pozwalam wam porwać moją żonę.
- Jeszcze nie Twoja.
- W 50% już moja.
- Kończycie już? Czy mam Was sprowadzić na ziemię?
Wyszyłyśmy. Dziewczyny cieszyły się jakby szły co najmniej na pierwsza imprezę same. Ja w sumie też nie narzekałam. Dzięki przepychanką Jacksonów, humor mi się poprawił i nie byłam już tak zaspana. Kilka chwil podróży z Brendenem i byłyśmy na miejscu. Zaparkował w takim miejscu, że chyba nawet ktoś o "sokolim" wzroku by nas nie wypatrzył. Salon był zamknięty. Otworzyli nam dopiero jak Janet zadzwoniła. Dziwne było takie życie w ukryciu, ale cóż. Musiałam się do niego przyzwyczaić. Mnie też takie czekało. Szkoda, że moje dzieci będą musiały to znosić, ale starałam się o tym nie myśleć. W końcu przyszłam przymierzać suknie, to o czym marzyłam od dziecka.
Sprzedawca pokazywał różne modele, ja je przymierzałam. Jednak żadna nie przypadała nam do gustu. Nagle LaToya powiedziała:
- Niech Pan pokarzę nam tę.
- LaToya!
- No co?
- Ona kosztuje fortunę.
- Nie marudź. Piękna jest, nie Janet?
- No śliczna. Niech Pan ją pokarze.
- Wedle życzenie!
Poszedł, a my postanowiłyśmy, że przejdziemy się po salonie. Może same coś wybierzemy jeszcze z tej kolekcji. Przemierzałyśmy boksy jeden nic, drugi nic, trzeci Michael?!
- Co Ty tu robisz?
- Ja .. yyy ... przymierzam sobie.
- Trzymajcie mnie … dziewczyny.
- Myślicie, że ta będzie mi pasować? - wziął jakiś wieszak i zaczął mierzyć do ciała.
- Nie, nie mogę - zaczęłam się śmiać.
- No co? Miałem gnić w domu?
- Ale nie musiałeś przychodzić tutaj!
- No nie burmusz się już siostrzyczko.
- Janet zabierz Go, a Diana niech po przymierza jeszcze.
- Kochanie wiesz co?
- Co?
- Za Twoje poczucie humoru powinieneś dostać Nobla.
- Się wie skarbie, się wie!
Janet wyprowadziła Michaela za ucho, a ja przymierzyłam suknie jaką przyniósł mi Pan. Była … piękna, wyrafinowana, ale skromne zdobienia na gorsecie, fason. Właśnie tak ją sobie wyobrażałam. Była piękna. Godna żony króla popu, ale też bardzo droga. Stałam zapatrzona w swoje odbicie. W lustrze cekiny odbijały światło, koronka podkreślała delikatność całej kreacji. - LaToya .. to Ta!
- Jesteś pewna?
- Tak .. jest śliczna ...
- Nie chce słyszeć już o cenie.
- No dobrze.
- Wiec mam ją dla pani zamówić?
- Tak!
- Ok .. wiec musimy zrobić przymiarki, dobrze?
- Dobrze.
- Poczekaj jeszcze chwile. Zrobię Ci zdjęcie … pokarze Janet.
LaToya wyciągnęła aparat i zrobiła mi zdjęcie, a pan zebrał miarę. Byłam taka szczęśliwa. Suknia była piękna. Byłam dumna, ale mama się ucieszy! To była radość z dwóch powodów. Spełniłam marzenie i jeden problem, że nie mam co na siebie włożyć, miałam z głowy. Schodziłyśmy już na dół po schodach prowadzących do podziemnego parkingu. Nagle ktoś krzyknął:
- Hej! - odwróciłam się, a za mną reszta. To był … Paul?! - Hej kochanie!
- Odczep się! – syknęłam.
- A czemu taka zła? No nie denerwuj się już tak.
- Odsuń się na bezpieczną odległość, dobrze Ci radzę - powiedział Michael.
- Cicho bądź. Chce z nią porozmawiać.
- Ale ja z Tobą nie, idziemy.
- Nieźle się urządziłaś .... dzieciak z gwiazdką.
- Zazdrościsz?
- Zawsze byłaś perfidna, ale że aż tak? Nie wiedziałem.
- Chcesz zbierać zęby?!
- Michael spokojnie.
- Nikt nie będzie obrażał mojej narzeczonej.
- Panie Jackson, czy coś się dzieje?
- Nie, nie Brenden .. ten Pan już idzie, prawda?
- Tak już idę, bo jeszcze mnie pobijesz - Michael szarpnął się, ale Go przytrzymałam.
- Uspokój się Mike - spojrzał na mnie - Nie warto.
- Masz racje.
- Musisz pięknie wyglądać na naszym ślubie.
- Właśnie. Nie potrzebne Ci podbite oko.
- Sądzisz, że dałabym mu podpić sobie oko? No chyba żartujesz!
- Dzieci Jackson no ile mam na was czekać? - gorączkował się Brenden.
- Już idziemy.
Gdy wróciliśmy do domu, postanowiłam odpocząć. Wygodnie rozłożyłam się na kanapie, Michael obok mnie.
- Co za dzień ...
- No pełen wrażeń.
- Jeszcze tamten musiał się przyplątać.
- Chodziło mi o Ciebie, bo jakby nikogo nie było ..
- To co?
- Pokazałbym mu gdzie raki zimują.
- Ah Ty mój waleczny!
- Rycerzu?
- To właśnie miałam na myśli.
- Haha no wiesz, bo się zarumienię.
Nagle posmutniałam. Przypomniały mi się wszystkie upokorzenia ze strony Paula. Jak było, co się działo. Każde słowo, każda zdradę, każde kłamstwo, to było tak dawno, a nadal czułam wstyd i odrazę. Jak mogłam pozwolić sobie na takie traktowanie ze strony faceta?
- Diana coś się stało?
- Nie, a czemu pytasz?
- Przecież widzę.
- Tak .. masz racje. Nie ma sensu kłamać. Przypomniało mi się wszystko co działo się jak byłam jeszcze z Paulem. Nawet nie wyobrażasz sobie ile upokorzenia zniosłam z jego strony. On odszedł z moją własną przyjaciółką. Wyprowadziłam się i poznałam Ciebie, gdyby nie Ty .. tamta noc, pamiętasz? Ta co ...
- Nie kończ...
- Tak właśnie ją miałam na myśli. Chciałam sobie ulżyć, chciałam, żeby mi przeszło, żeby wszystko zniknęło, żeby wszyscy poszli do diabła.
- Wiesz co ja wtedy przeżywałem? Dzwoniłem do domu, pytałem o Ciebie. Moje rodzeństwo Cie nie widziało. Nikt nie wiedział, gdzie jesteś. Dzwoniłem na Twój telefon, nie odbierałaś. Nie mogłem wytrzymać. Przeczuwałem najgorsze i to sprawdziło się. Wiedziałem, że jeżeli za chwile się tam nie pojawię, stanie się coś złego. Mogłem Cie stracić na zawsze. Rozumiem Cie, pamiętam jak ja się czułem po moim wypadku, jak wszystko mnie bolało, jak chciałem tak jak Ty, ale pamiętaj, życie jest tylko jedno i Ty jesteś kapitanem, a Twoje życie okrętem, to od Ciebie zależy w jaką popłynie stronę.
- Pięknie powiedziane. Zachowałam się wtedy egoistycznie.
- W stosunku do mnie, na pewno.
- No coś Ty!
- A coś Ja!
- Nie łap mnie za słówka!
- Kiedy ja lubię łapać za słówka i nie tylko za nie. Lubię też za policzek o i za szyję.
- Michael! Mam łaskotki na litość boską. Przestań!
- Bo co?
- Bo się oburzę.
- Ale się boję.
- Bój się, jestem zła.
- A ja dobry! Pasujemy do siebie, uzupełniamy się.
- Dobra wygrałeś.
Zasnęłam i spałam bardzo długo. Nie miałam ochoty wcześnie wstawać. Była leniwa niedziela i miałam ochotę właśnie tak ją spędzić. Michael też nie miał nic przeciwko wylegiwaniu się do dwunastej. Włączyłam TV. Właśnie miał lecieć mój ulubiony serial. Zaczął się. Oglądałam w skupieniu kiedy przerwa na informacje. Wiedziałam o niej standardowo. Wstałam, żeby zrobić sobie herbatę, kiedy nagle usłyszałam ''Michael Jackson''. Podbiegłam do TV.
"Jak donoszą źródła, widziano Michaela Jacksona z jego dziewczyną w Galeri Handlowej. Najprawdopodobniej para spodziewa się dziecka, ponieważ nasz informator twierdzi, że kobieta znanego piosenkarza ma przed sobą brzuch, który stara się skrupulatnie maskować poprzez luźną odzież. Pora na informacje lokalne'' . Odwróciłam się.
- Nic nie mów. Wszystko wdziałem. To On. To ten drań doniósł mediom.
- A to sprzedawczyk jeden.
- Już ja mu pokarze.
- Spokojnie Mike. Nie denerwuj się. Niech sobie mówią.
- Ale nie muszą o nas. Jeszcze przypięli Ci łatkę, że maskujesz ciążę.
- Chcieli nadać pikanterii. Wiesz, że kontrowersja się dobrze sprzedaje. Takie czasy.
- Denerwuje mnie to!
- Chodź tu – podszedł, a ja Go mocno pocałowałam - Teraz lepiej?
- O wiele! Ale jeszcze trochę - pocałowałam Go drugi raz.
- A teraz?
- No już dobrze.
- Pamiętaj niech sobie mówią, niech nas nie lubią, nie interesuje nas to!
- Diana?
- Hm … ?
- Dziękuje, gdyby nie Ty, mój świat już dawno legł by w gruzach.
- A mój dzięki Tobie powstał z ruiny, tworząc idealną całość.

piątek, 27 marca 2015

Michael i Diana cz. 20

 Witam !
Z góry przepraszam za swoja nieobecność tak długą ale świat tak szybko się kręci i ciągle natrafiam na jakieś przeszkody , nawet przy pisaniu notek ! No cóż widocznie taki ze mnie pechowy człowiek !:D Ale dosyć już rozczulania się nad sobą . Przepraszam również za liczne błędy...których za pewne w tej notce pojawi się wiele . Zapraszam do czytania i komentowania . Dziękuję że odwiedzacie "Michaela i Dianę " zostawcie po sobie jakiś ślad , każda sugestie , się liczą :D 
******************************************************
-niech Pan powtórzy jeszcze raz - pytałam nadal w szoku 
- no wiec powtarzam jest Pani w ciąży bliźniaczej i według mnie jeden z płodów to na na 80% dziewczynka 
- dziękuje tyle mi wystarczy 
- ok , na dziś kończymy może Pani iść się ubrać a Panu gratuluje 
-Dziękuje ! Nawet nie wie Pan jak ja się cieszę !
-Mike ...
-słucham kochanie ?
-trochę się martwię - mówiłam z za parawanu , dam sobie rękę uciąć że uśmiech z jego twarzy znikł 
- a czemu ?
- ja nie wiem czy ja podołam takiemu wyzwaniu, naprawdę 
- a czemu masz nie podołać ?
- ja nic nie wiem nic nie potrafię a co jeśli zrobię dziecku krzywdę?
- no co Ty opowiadasz !
- no mówię prawdę ...boję się 
- dobrze chodźmy już nie martw się na zapas na razie, najważniejsze żebyś była zdrowa i maleństwa też a tym czasem daj mi się nacieszyć podwójnym szczęściem 
Michael wykrzyknął i rozpędził się po korytarzu jak mały chłopiec , wydajać przy tym z siebie dźwięki hm...piski ? Mimowolnie roześmiałam się , wyglądał tak słodko . Nie mogłam uwierzyć że taki "mały chłopiec w środku " jest takim dojrzałym facetem na zewnątrz , ale jednego byłam pewna jest skarbem jaki dał mi los . Nim doszłam do końca korytarza Mike zdarzył już wybiec na zewnątrz  jak strzała . W dłoni miał telefon domyślałam się co chce zrobić ...
-Halo Halo ! Mama Diany ! Pani Swen ? Niech Pani posłucha lekarz powiedział że to ..tak tak dziewczynka ! Ale to bliźniaki !Też się cieszę ...podwójne szczęście ale jestem szczęśliwy niech Pani Pozdrowi Pana Swen ! Do jutra !- skończył rozmowę 
-Mike a teraz do kogo dzwonisz ?
-Jak to do kogo do Janet !
- o nie !
- i powiem żeby jeszcze przekazała wszystkim bo nie chce mi się dzwonić do każdego z osobna !
-Jesteś wariatem 
-Ale Cię kocham 
-Wiem Ja Ciebie też - pocałował mnie lekko w usta 
-Michael- odsunęłam go instynktownie i pokazałam mu na faceta który robił nam zdjęcia
-Widzę i co poczekaj zaraz dam mu prawdziwy powód -złapał mnie  w pół i przechylił , po czym pocałował  
Odwrócił się do chłopaka który otworzył usta ze zdziwienia , trzymając nadal w reku aparat
-Chcesz mieć dobry materiał co ? Bo za to dużo płacą ? To może coś Ci powiem chcesz? 
Facet wziął aparat i z całych sił rzucił nim o chodnik.Byłam w szoku 
-Przepraszam Panie Jackson ...ma pan racje jestem hieną ...zwykła marionetką służę na rozkazy ...ale niech pan posłucha , wyciągnął z kieszeni portfel ze zdjęciem . Niech Pan zobaczy to jest moja córka Tatiana ma 5 lat , a to syn Adam ma 8 lat . Niestety nie jestem tak bogaty jak pan nie stać nas praktycznie na nic .Potrzebujemy na rachunki , opłaty ,czynsz . Za materiał z Panem dostał bym tyle ze na wszystko by starczył może nawet kupilibyśmy trochę leków dla Adama on jest chory on ma autyzm ! Jeszcze raz przepraszam ....mógłby Pan dać mi autograf dla Tatiany ? Uwielbia Pana -Mike stał bez słowa 
-Nie nie ... to ja przepraszam oceniłem Pana jedną miarą a tak być nie powinno ...Oczywiście dam Panu autograf  i powiem więcej będzie Pan miał artykuł i pod warunkiem że napisze Pan prawdę dobrze?
- oczywiście będę wdzięczny ...w poprzedniej pracy  dobrze zarabiałem ale nie umiałem , dobrze kłamać dlatego jestem tu gdzie jestem 
- mam propozycję zapraszam na obiad wszystkich, całą Pana rodzinę 
- ale jak to gdzie ? ?Ja nie wiem czy wypada ....
- Wszystko wypada - wtrąciłam , przygotujemy obiad 
- dobrze a mogę prosić adres? 
-niech pan poda swój 
- ale ...
- wyślę po Pana auto z kierowcą 
- dobrze ...
Alan podał nam swoje dane . Spojrzałam na Michaela , wiedziałam że czynimy dobrze, chociaż myśląc logicznie , zapraszaliśmy do naszego domu dziennikarza ...jak sam siebie nazwał hienę która mogła wyrządzić nam wiele złego, ale to co usłyszeliśmy to co powiedział , poruszyło nas tak że to wydawało nam się jedynym rozwiązaniem 
  Nazajutrz kiedy wstałam . Michaela przy mnie nie było . Zeszłam na dół , wszędzie stały torby z zakupami. Wybrał się be zemnie  i nawet dobrze im bardziej tyłam tym mniej lubiłam chodzić . To taki przywilej mój jako kobiety w ciąży tłumaczyłam siebie ze swojego lenistwa przed samą sobą. 
-Witaj kochanie !
-Cześć Misiu 
- Byłeś na zakupach sam ?
- nie...Zamówiłem catering 
- a wiec to nie są produkty a już gotowe jedzenie ?
- dokładnie ?
- a czemu nie musiałeś ja bym coś przygotowała !
- nie nie  w tym stanie .... 
- Mike ja przez Ciebie się w ogóle przestanę ruszać 
- zaczniesz się ruszać ...Już nie długo 
- co masz na myśli ?
- no wiesz sądzę że płacz na dwa głosy zmusi Cię do spacerów ...
- od kołyski do kołyski - wzięłam się teatralnie za głowę 
- oj nie przesadzaj !Widzę że bardzo się martwisz ...Wiesz możemy zrobić tak że przez pierwszy miesiąc będzie pomagała nam twoja mama a potem zatrudnię kogoś do pomocy ? Ok ? W razie kiedy mnie nie będzie?
- no...dobrze 
- no to już się nie martw , uszy do góry a i idź się ubierz bo już dzwoniłem do Brendena za jasiek 30 minut będzie z nimi u nas 
- no to ja idę 
     Jak zawsze punktualny pracownik , mojego narzeczonego przywiózł całą rodzinę.Weszli a my czekaliśmy już w progu 
-Dzień Dobry , witamy ..proszę przechodźcie- kobieta od progu zaczęła dziękować ale , zmieniliśmy temat stwierdziliśmy ze lepiej będzie jak najpierw zjemy a później porozmawiamy.
  Przyznam szczerze to było wspaniałe popołudnie ...żona Alana , Sindel od razu rozpoznała u mnie ciążę. Miło gawędziłyśmy o dzieciach i o wszystkim co lubią kobiety poczynając od błyszczyku kończąc  na czasopismach . Mała Tatiana siedziała na kolanach u Mikego i wcale nie chciała z nich zejść twierdząc że to najlepszy wujek na świecie . Widziałam radość w czach Michaela, wyobrażałam sobie jak już nie długo nasze dzieci będą tak siadały na kolanach swojemu tatusiowi rozmarzyłam się . 
- To co Alan , chciałbyś przeprowadzić ten wywiad tak ?
-wiesz razem  z Sindel uznaliśmy że już dużo "krwi napsuły Ci media ..." lepiej będzie jak nie napisze nic wcale napiszę kolejny felieton o jakimś wernisażu tak będzie najlepiej 
- Alan a za co będziecie żyć do końca miesiąca- zapanowała cisza
- damy jakoś radę , poradzimy sobie ...
- to znaczy jak sobie poradzicie ?
-Michael to nie pierwszy miesiąc żyjemy pod kreską pożyczymy od znajomych ...pójdziemy po zapomogę 
- i chcesz tak cierpieć dla uczciwości ?
- nie cierpieć a mieć czyste sumienie ....-Michael wstał 
-Jesteście cudowną rodziną , nie sądziłem że tacy ludzie istnieją jeszcze na świecie że ktoś powie mi kiedyś Michael nie napiszę kłamstw o tobie, nie pokarzę twoich prywatnych zdjęć z ukrycia mimo że nie mam na życie a muszę utrzymać rodzinę ...Bo chce mieć czyste sumienie ! Obiecuję że pomogę wam , Jak tylko się da , nie pozwolę by ktoś tak cenny marnował się na skraju biedy ! 

  Leżałam już w łóżku , przypominając sobie momenty odwiedzin rodziny Alana i Sindel ....Sceny kiedy dzieci zasiadły za stołem , jadły tak szybko , jakby bały się że zaraz to wszystko zniknie . Stare buty Sindel .To wszystko było nieważne , oni mimo wszystko byli szczęśliwi.Mieli to szczęście , błysk w oku, mieli siebie i nic więcej do szczęścia nie było im potrzebne.

piątek, 6 marca 2015

Michael i Diana cz.19

Witam !
Przepraszam za moją nie obecność niestety wystąpiły pewne problemy techniczne ale już sie poprawiam i dodaję kolejną notkę! Mam nadziej że się nie gniewacie. Miłego czytania ! 
*******************************************************************************
Dzisiejszej nocy miałam straszne bóle brzucha. Nie wiedziałam co się dzieje. Słusznie z Michaelem podjęliśmy decyzje o wizycie u lekarza. Jeszcze w nocy odwiedziłam prywatnego ginekologa. Nie na darmo. Okazało się, że maleństwo pod wpływem stresu, mogło zbyt wcześnie się urodzić, czego oczywiście by nie przeżyło! Przecież to dopiero 3 miesiąc. Michael jechał wściekły. Ciągle powtarzał co by było, gdyby. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Na domiar złego, jak dla mnie, pojawiła się kolejna zła wiadomość. Michael musi dać koncert, który rozpoczyna kolejną trasę koncertową w przeciwnym razie wszystko zostanie odwołane i fani stracą pieniądze za bilety, na co Mike na pewno nigdy, by się nie zgodził. Wiedziałam, że zostanę sama, ale czy ja aby sobie z tym wszystkim poradzę? Nie ubłagalnie zbliżał się dzień kiedy miał wyjechać i wrócić dopiero w następnym tygodniu. To dość krotko, ale nie dla kobiety w ciąży "zaszczuwanej" przez swojego przyszłego teścia i stało się.
- Masz już wszystko?
- Tak.
- No wiec pewnie będziesz już wychodził?
- Tak .. no nie mów takim głosem ..
- Że jakim?
- Jakby opuszczał Cie specjalnie i to nie na tydzień, a na całą wieczność. Serce mi się kraje jak masz taką minę.
- Przepraszam.
- Diana, wiem, że jest Ci ciężko, ale wybacz … fani czekają. Wiesz, że nie mogę ich zawieść.
- No wiem wiem ..
- Tylko będę tęsknic. Mi też nie jest łatwo, ale to moja praca … moja pasja, kocham to i .. i .. braknie mi słów, żeby to opisać.
- Idź już. Zobacz przyjechał Brenden.
- No widzę. Poczeka jeszcze chwilkę, ale powiedz mi obiecaj, że będziesz o siebie dbać?
- Dobrze.
- Mam nadzieje, że na następnej wizycie dowiemy się jakiej płci będzie nasze maleństwo.
- No sądzę, że tak.
- Ok uciekam, pa! Kocham Cie - podbiegł do mnie i pocałował namiętnie w usta. Myślałam, że się rozpłynę. Jak otworzyłam oczy, już Go nie było.
Eh … kolejne dni bez niego. Wiem, że nie powinnam tak o nim myśleć. W końcu wiedziałam na co się pisze, ale było mi coraz gorzej, to znosić, ale musiałam dla niego. W końcu był moją jedyną miłością, przyszłym mężem i ojcem mojego dziecka. Instynktownie wzięłam się za brzuch. Moje maleństwo, pomyślałam. Ledwo Michael wziął nogi za próg, a prosto do salonu wpadła Janet, nie pukając nawet.
- Hej! Diana gdzie jesteś? Halo!
- Tu jestem. Co się stało na miłość boską, dziewczyno? Dostałabym zawału.
- Siadaj. Słuchaj .. muszę Ci coś koniecznie pokazać, ale mówię Ci siadaj, bo padniesz z wrażenia.
- No siadam. Pokazuj co tam masz.
- Skorzystałam z okazji, że nie ma Michaela i postanowiłam pokazać Ci suknie jaką wybrałyśmy dla Ciebie z La Toya. Zobacz .. powiedz, że śliczna - wyciągnęła zdjęcie.
- Rzeczywiście jest śliczna, piękna, te falbany, jakie bogate zdobienia, ale cena jest z kosmosu. Nie Janet, nie dam rady, nie stać mnie na to, żeby ją kupić, nie nie da rady. Rodzice się nie zgodzą.
- Chyba żartujesz. Musisz ją mieć. Będzie wyglądała ślicznie na tobie. Jest szyta jak na Ciebie. No zgódź się.
- No przecież Ci mówię, że chętnie, bo bardzo mi się podoba. Jest prześliczna, ale nie mam na nią pieniędzy.
- A może poproszę ..
- Nie kończ nawet … no co Ty. Nie mogę prosić pana młodego o to, żeby kupował mi suknie. Wykluczone.
- Hmm .... to może my z La Toya kupimy Ci ją na prezent ślubny, co?
- Doceniam Wasz gest, ale to i tak za drogo.
- Dobra darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Dostaniesz ją od nas i koniec gadki.
- No dobrze. Niech Ci będzie, ale jakby co, ja nalegałam.
- Dobra, dobra.
Janet posiedziała jeszcze chwile i poszła uradowana tym, że jutro z La Toya będą miały co zamawiać w salonie i że może znajdą jeszcze ładniejsza itp itd. Strasznie przejęły się tym ślubem. Nie wiem czemu, ale były uradowane, że chociaż suknie będą wybierały One. Ah te moje druhny, pomyślałam. Wyjątkowo zmęczona, poszłam spać.
Kolejne dwa dni starałam się nie przemęczać, tak jak lekarz kazała, stosowałam się do wszystkiego, owoce, warzywa, nabiał. Nawet dania z ustalonej diety zaczęły mi smakować. Dziś znów miałam nieoczekiwaną wizytę, ale tym razem przed moim drzwiami pojawił się Joseph z jakimś facetem. Bałam się otworzyć, ale stali już tak długo, że wiedziałam, że nie odejdą i jak na swoje zło, głupia otworzyłam.
- Witaj kochana synowo!
- Czego Ty już chcesz. Na litość Boską, człowieku. Przez Ciebie omal nie straciliśmy maleństwa. Jeżeli przyszedłeś mnie denerwować to wyjdź.
- Nie, nie kochana. Ja dziś pokojowo przyszedłem do Ciebie z panem notariuszem.
- Dzień dobry. Adam Mays.
- Dzień dobry.
- Wpuścisz nas?
- Dobrze, wchodzicie.
Weszli i od razu Joseph zaprosił do salonu, oczywiście jakby był u siebie.
- A wiec o co chodzi?
- Chciałbym, żebyś podpisała parę dokumentów.
- A czego One dotyczą?
- Rozdzielności majątkowej, na wypadek Twojego ślubu z Michaelem.
- Myślisz, że zależy mi na pieniądzach?
- Nie .... posłuchaj .. pan notariusz ..
- To Ty posłuchaj. Dawajcie te papiery, podpisze je i będzie święty spokój. Nie chce żadnych pieniędzy. Szczerze to możesz się nimi wypchać.
Nie odpowiedział. Chyba bał się, że powiem coś więcej i jego wizerunek jako wielkiego pana, legnie w gruzach. Podpisałam wszystko, wcześniej przeczytając co mi podsuwają. Zgodziłam się na wszystko. Miałam nadzieje, że wtedy da mi spokój. Nie wiedziałam jak zareaguje na to Michael, ale chciałam, żeby dał nam już święty spokój, wiec po myśli Josepha, zrzekłam się całego majątku, na rzecz ich rodziny. Sądził, że to mnie odstraszy, że chce tylko pieniędzy? Że jestem jakąś przekupna czy co, ale tam nie ma co tego rozpamiętywać.
Michael po kilku dniach wreszcie wrócił, ale nie powiedziałam mu o niczym. Na początku nie miałam odwagi, zresztą wrócił bardzo zmęczony. Nie miałam sumienia dołować Go jeszcze tym co wydarzyło się pod jego nie obecność. A rano kolejnego dnia myśleliśmy tylko o tym, że odwiedzimy dziś lekarza i znów zobaczymy Nasze maleństwo. Na pewno będzie już większe i być może dowiemy się jaka to płeć, na co Michael bardzo czekał, zresztą ja też.
Dotarliśmy do lekarza, który już na nas czekał.
- O witam, czekałem na państwa. Niech się pani rozbierze od pasa w górę i bierzemy się za badania - tak też zrobiłam.
- Już jestem gotowa.
- Proszę się położyć.
- Oczywiście.
- A pan niech obserwuje - wziął sprzęt i rozpoczął USG.
- I co pan widzi? - dopytywał podekscytowany Michael.
- Widzę, widzę ..
- Może pan określić jaka to płeć?
- Oczywiście w jakimś stopniu już to widać, ale jeszcze nie do końca. Na 100% będzie dopiero w 4 miesiącu, ale irytuje mnie jedna rzecz jeszcze, że nie wiem czemu, ale jak dla mnie jest co ciąża bliźniacza.
-Słucham?! - wykrzyknęłam.  

sobota, 14 lutego 2015

Michael i Diana cz.18

Witam ! 
Zapraszam na notkę! Miłego czytania i komentowania :D
*********************************************************************************
Od kilku dni nie robię kompletnie nic tylko leżę i tyję i tyję. Michael nie pozwala mi na żadne prace fizyczne z wyjątkiem siadania mu na kolanach. Co za facet! Dzwoni po kilka razy dziennie ze studia, pytając jak się czuje i co bym zjadła, a ja zawsze ulegam pokusie, bo zawsze mam na coś ochotę. Lody, ciastka, waniliowy budyń! O tak! Jadłabym tylko same słodycze, w efekcie jestem już rozmiar większa! Na co Michael skacze z radości, bo przecież On nie rozumie, że ja tyje! Tylko, że maleństwo rośnie! Mama odwiedza nas co dwa dni, jak nigdy i zmawia tysiące modlitw, żeby to się zdrowe urodziło, i żeby mi nic nie było. Dziś też miała wpaść. Czekałam na nią, bo Michael pracował, a ja umierałam z nudów do wieczora nim wróci. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Podskoczyłam. Myślałam, że to Ona. Jednak, gdy ociągałam się z otworzeniem drzwi, ktoś energicznie uderzył w nie. Wiedziałam, że to nie może być mama, nie robi tak nigdy. Nie czekając zbyt długo, otworzyłam. Przede mną stanął mój koszmar, Joseph.
- Czego chcesz? - zapytałam ostro.
- Jak to czego? Przyszedłem odwiedzić przyszłą synową - odpowiedział sarkastycznie.
- Nie chce Cię widzieć. Zaraz wróci Michael. Idź sobie.
- Nie wróci tak szybko. Jest na nagraniach. Mamy chwile czasu - jednym gestem odepchnął mnie i wszedł bez pozwolenia.
- Prosiłam po dobroci. Wyjdź, bo wezwę policje.
- Poczekaj .. chce z Tobą porozmawiać - odpowiedział już trochę łagodniej.
- Słucham, ale szybko. Nie mam czasu.
- Posłuchaj .. mam dla Ciebie propozycję, a więc .. musisz się pozbyć tego - wskazał na mój brzuch.
- Chyba żartujesz!
- Nie .. posłuchaj .. Michael właśnie zaczął nie dawno solową karierę. Musi się rozwijać, a jak ma to robić skoro za dziewięć miesięcy będzie musiał niańczyć dzieciaka, hmm? Sądzisz, że ktoś taki z takim talentem, powinien tak marnować sobie życie? Przez jeden głupi wyskok?
- Jesteś bezczelny. Przychodzisz do mojego domu i mówisz o dziecku swojego syna "jeden głupi wyskok". Zastanów się co Ty opowiadasz!
- Nie wiem, czy jesteś tak tępa, czy nie rozumiesz! Zniszczysz mu życie rodząc. Myślisz, że jakaś znana gwiazda zainteresuje się nim wiedząc, że ma dziecko? Miał predyspozycje na wiele znanych aktorek i piosenkarek! Nie marnuj Go. Jeżeli jego kariera się skończy, to będzie Twoja wina! Dlatego masz .. proszę - podał mi białą kopertę.
- Nic od Ciebie nie chce! Zabieraj się stąd!
- Taka ładna, a taka nie mądra. Masz no mówię. To są 3 tyś!
- Do czego mi to?
- Masz i idź zrób ze swoim brzuchem porządek. Pozbądź się tego dziecka raz na zawsze! Znajdziesz sobie kogoś innego, a Michael pogodzi się z faktem, że odeszłaś. Obiecuje, że dopłacę Ci po wszystkim, to co?
- Ty podły … ! Posłuchaj! Michael nie jest maszynką do robienia pieniędzy, którą możesz ode mnie odkupić! I jeszcze jedno. Nie zabije swoje dziecka. Wyjdź!
- Jeszcze tego pożałujesz, zobaczysz! Przysięgam Ci to. Popamiętasz mnie!
- Grozisz mi?! Nie. Tego już za wiele. Dzwonię - złapałam w rękę moją komórkę, ale na szczęście już wyszedł.
Położyłam się na kanapie w salonie. Z nerwów kręciło mi się w głowie. Ciągle miałam jego słowa w głowie "popamiętasz mnie", "zniszczysz mu karierę". Aż łza sama zakręciła mi się w oku. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Kiedy się obudziłam, mama już spacerowała po kuchni.
- O cześć! Czemu mnie nie obudziłaś?
- Tak słodko spałaś, ale zaraz .. czy Ty płakałaś? Masz takie podsiniałe oczy.
- Nie mam .. wydaje Ci się.
- Nic mi się nie wydaje, nie kłam, bo nie umiesz.
- Oj mamo .. był tu Joseph ..
- Co?! Czego On od Ciebie chce?
- Chciał, żebym dokonała aborcji.
- Słucham?
- Powiedział, że zniszczę Michaelowi karierę przez dziecko. To, że z nim jestem ...
- Nie .. tego za wiele. Dzwonie do Michaela.
- Mamo przestań!
- Dzwonie i koniec … niech raz skończy się z tym wrednym dziadem!
Nim coś zdarzyłam dodać, Ona już trzymała telefon przy uchu. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami, mimo tego, że prosiłam ją, żeby tego nie robiła i w kogo ja byłam taka uparta! Ona zareagowała impulsywnie, ale On chyba też. Przez słuchawkę słyszałam jak krzyczy. Oj nie będzie dobrze.
- No już załatwione. Michael o wszystkim wie. Zrobiłam to, bo wiem, że Ty byś to trzymała w tajemnicy.
- Mamo Ty też nie powinnaś mieszać się w nasze sprawy. Sama bym mu powiedziała.
- Nic byś nie powiedziała!
- Dobrze już - położyłam się z powrotem, w nadziei, że Michael zaraz wróci i mnie przytuli. Jednak na to musiałam jeszcze zaczekać. Mike nie wracał i nie wracał, zaczynałam się o niego martwić. Kiedy usłyszałam, że wszedł, miał plaster na czole i podbite oko.
- O Boże! Co Ci się stało?!
- Nic .. spadłem ze schodów - chciał poruszyć brwiami, ale mu to nie wyszło. Na jego twarzy pojawił się grymas, zamiast zawadiackiego uśmiechu.
- Michael ...
- Tak .. byłem u Josepha, tak.
- To On Ci to zrobił?
- Tak.
- Mogliśmy Go zignorować. Pogada, pogada i przestanie.
- Nie przestanie. Będzie drążył temat. Wybacz, ale nie pozwolę by ktoś tak traktował moją kobietę nigdy, rozumiesz? Nigdy.
- I dlatego musiałeś wdać się z nim w bójkę.
- Po prostu od słów do rękoczynów krótka droga. Posłuchaj mnie .. wiem, że to może być dla Ciebie męczące, ale chce, żebyś była od teraz zawsze ze mną. Kiedy ja nie będę mógł, niech pilnuje Cię Twoja mama. Ja wiem co On miał na myśli mówiąc, że nie zostawi tak tego, a jeżeli Tobie by coś się stało .. gdyby wam coś się stało .. nie wytrzymałbym tego, rozumiesz?
- Rozumiem ..
Dlatego … ja biorę na tydzień wolne … moja przyszła teściowo - uśmiechnął się do mamy - Mam od dziś wolne.
- Michael cieszę się, że jesteś taki dojrzały. Gdyby nie Ty Diana na pewno by sobie teraz nie poradziła.
- Mamo!
- No co? Mówię prawdę.
- Na odstresowanie wymyśliłem, że wyjdziemy na zakupy.
- W środku dnia?
- Tak, a czemu nie?
- A jak ktoś Cię rozpozna?
- Nikt mnie nie rozpozna. Mam na dziś specjalny plan. Brenden pójdzie z nami.
- Ok, ale ...
- Jeżeli chcesz odpocząć przełożymy to na inny dzień.
- Nie nie … ok .. idę po kurtkę.
Wyszliśmy. Brenden jak zawsze jak na komendę stał przy samochodzie i otwierał mi drzwi.
- O Diana! Jak ładnie wyglądasz!
- A co myślałeś, że będzie gorzej?
- Nie. Myślałem, że będziesz większa - Michael chrząknął na te słowa, co oznaczało "nie drażnij lwa".
Dojechaliśmy. Byliśmy w sklepie sami. Był On zamknięty dla przechodniów. Chociaż nie wiem kto tam wchodził, bo ceny były z kosmosu. Wszędzie były dziecięce ubranka. Czułam się jakbym weszła do bajkowego królestwa, w którym rządziły tylko małe dzieci. Jedna ściana była cała w ubrankach różowych, a druga w niebieskich. Michael szedł dumny, trzymając mnie za rękę. Zza wieszaka wysunęła się pani ekspedientka z uśmiechem na ustach.
- Witam!
- Dzień Dobry. Tak jak mówiłem, jesteśmy dziś z narzeczoną. Musi nam pani doradzić co powinniśmy mieć niezbędnego w pierwszych dniach dla takiego maleństwa.
Pani zaczęła mówić i mówić i opowiadać, pokazywać mi różne przedmioty, a ja stałam i przyglądałam się temu wszystkiemu. Byłam w szoku, że takie "cuda" do opieki dla maleństwa w ogóle istnieją. Przecież ja kompletnie się na tym nie znałam. Poprosiłam o jakąś książkę, która pozwoliłaby mi to wszystko "ogarnąć" bo póki co, zaczyna się dopiero drugi miesiąc, wiec jeszcze nie znam płci dziecka, ale wiem jedno, bez pomocy naukowych i mojej mamy mądrości sobie nie poradzę. Michael stwierdził, że zostawi nas same, bo On ma do załatwienia jeszcze jedną sprawę, wiec załatwi ją przy okazji, a my kobiety przecież mamy swoje tematy. Razem z naprawdę miłą sklepikarką, wybrałyśmy podręcznik dla mnie i Mike zdążył wrócić. Trochę nam zeszło.
- No widzę, że dobrze się chcesz przygotować do roli mamy. Masz nawet książkę - uśmiechnął się.
- No tak. Chcę wiedzieć jak najwięcej, żeby nie zrobić maleństwu krzywdy.
- No dobrze .. cieszę się.
- Ale, gdzie my jedziemy? - wyjrzałam przez okno.
- Jeszcze w jedno miejsce, ale nie martw się, nie daleko.
- Dobrze .. no skoro tak mówisz, to Ci wierze.
Kiedy wyjrzałam po raz drugi przez okno, zobaczyłam, że dojechaliśmy na plaże, gdzie kiedyś lubiliśmy razem spędzać czas.
- Chodź!
Michael złapał mnie za rękę i prowadził nad tę samą plażę, gdzie zostało wykonane moje ulubione zdjęcie, jeszcze za czasów "kolega – koleżanka".
- Kochanie?
- Słucham?
- Pewnie się domyślasz po co tu przyszliśmy?
- Nie ...
- Tak … - klęknął na kolano.
- Michael .. - czułam, że samoistnie łzy napływają mi do oczu.
- Diano .. czy zostaniesz moją żoną? - wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko w kształcie serca, otworzył je.
- Tak! Kocham Cię! - wzięłam Go za rękę, skłaniając, żeby wstał, a On sprytnie wsunął mi na palec pierścionek.
- Chce, żeby wszystko odbyło się oficjalnie. Na przekór wszystkim, na przekór ludziom całemu światu!
- Brak mi słów ...
- Ma być ślub, a ja Cię o rękę nie poprosiłem, to nie w moim stylu dlatego … - nie dokończył. Pocałowałam Go. To była moja odpowiedz na wszystko.
Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie na plaży, które stanie się moim kolejnym ulubionym w albumie. Ono jeszcze tego nie oddaje, ale pierwszy raz byliśmy tam już we trójkę.  

sobota, 7 lutego 2015

Michael i Diana cz.17

Witam !
Chciałabym na wstępie podziękować za komentarze i za to że odwiedzacie mojego bloga ,komentarz pod notką może teraz dodać każdy z was, więc zapraszam do czytania ! :D
*********************************************************************************
Mike siedział wściekły, a inny lekarz wciąż się nie pojawiał. Mało tego, młody "specjalista" też gdzieś zniknął. Czekałam z zapartym tchem. Tak się bałam, a co teraz, jeżeli jestem chora? To prawda, stroniłam od szpitali i służby zdrowia, ale czy w tak młodym wieku jest mi dane zapaść na tak ciężką chorobę?
Nagle w drzwiach stanął starszy pan z brodą w białym kitlu.
- Dzień dobry. Nazywam się M.Ley, chirurg. Podobno wystąpiły jakieś problemy z moim stażystą? - nie zdążyłam odpowiedzieć, zrobił to Mike.
- Tak. Chce tu kogoś kompetentnego, żeby zbadał moją dziewczynę. Tamten pan wygłasza jakieś tezy z księżyca!
- A mianowicie?
- Zobaczył podobno jakiegoś guza!
- Niech się pan uspokoi. Choroby się zdarzają, nie tylko pana dziewczynie. Wszyscy na tym oddziale są chorzy.
- Dobrze .. niech pan już ją zbada.
- Wedle życzenia - odpowiedział drwiąco, starszy pan.
Rozpoczął badanie w taki sam sposób jak tamten wcześniej, czyli USG. Przyglądał się i przyglądał w ekran aparatury bez słowa i trwało by to pewnie dłuższą chwilę, ale nie wytrzymałam napięcia i zapytałam:
- Co pan tam widzi, Panie doktorze?
- W sumie muszę powiedzieć, że macica jest czysta. Bardziej poszedł bym w stronę jajowodów, to z nimi jest coś nie tak, ale żadnego guza tu nie widzę. Jedynie jakieś zgrubienie. Możliwe, że to torbiel. Chociaż sam nie wiem co to takiego. Pozwoli Pani, że zabierzemy panią na oddział ginekologiczny, ale najpierw zrobimy specjalistyczne badanie. Czy jest pani dziewicą?
- Hm … nie … - odpowiedziałam po cichu, a lekarz spojrzał wymownie na Mikego. Co za tupet!
- Od dawna? - myślałam, że wstanę i wyjdę.
- Od kilku tygodni.
- Dobrze. W takim razie wie pani co? Rozegramy to inaczej. Najpierw pojedzie pani na jeszcze jedno badanie.
- Dobrze.
- Ale jest ono płatne … sama pani rozumie - Michael wstał na równe nogi i jednym ruchem odkleił wąsy.
- Niech pan słucha. Zapłacę nawet jeżeli będzie to kosztowało milion dolarów - lekarz otworzył usta i zaczął się jąkać.
- Pan .. Pan ...
- Tak, Michael Jackson, syn Josepha i Katherin. Coś jeszcze?
- Nie. Już ją zabieramy. Będzie miała najlepsza opiekę!
- Ja myślę.
- Ale niestety nie może pan być przy tym badaniu.
- Dobrze, zaczekam tu.
- Pielęgniarka przyjdzie po pana i przeprowadzi innym korytarzem dla personelu, jak będzie już po wszystkim, zgoda?
- Dobrze.
Zabrali mnie na te cholerne badanie, którego się strasznie bałam. Pierwszy raz miałam styczność z ginekologią i strasznie się wstydziłam. Zawieźli mnie wózkiem. Dojechaliśmy do wielkich, różowawych drzwi. Za nimi krył się biały gabinet z fotelem do badania.
- Proszę się położyć i rozebrać - powiedział lekko, podenerwowany już lekarz.
- Dobrze - rzuciłam obojętnie, chociaż miałam ochotę uciec. Nie było przy mnie Mikego.
Położyłam się na tym "urządzeniu" i zamknęłam oczy. Najchętniej zatkałabym sobie jeszcze uszy. Lekarz zabrał się za badanie. Trwała cisza, która dla mnie była niezręczna.
- Jak ma pani na imię?
- Diana.
- Bardzo ładnie, ale do rzeczy. Kiedy Pani ostatni raz miesiączkowała?
- Hm .... w tamtym miesiącu .... od dziesiątego.
- A wie pani, że dziś jest 21?
- Yy ... no tak.
- Miesiączka spóźnia się pani o 11 dni i nic pani z tym nie robi? Nie zgłaszała pani nigdzie tego?
- Nie ....
- To mam dla Pani wiadomość. Jest pani w pierwszym miesiącu ciąży. Z racji tego, że jest to tak wcześnie, dlatego nie mogliśmy tego rozpoznać. Dopiero to badanie pozwoliło to stwierdzić
- Tak … - byłam szczęśliwa? Przerażona? Nie wiem co to za dziwne uczucie, ale lekarz mówił dalej.
- Osobiście zawołam Pani chłopaka.
- Dobrze - widząc moją zakłopotaną minę, zaczął insynuować.
- Niech się pani nie martwi. Przecież narzeczony pieniądze ma.
- Sądzi pan, że łapię Go na dziecko? Niech pan już po niego idzie i da mi święty spokój.
- Dobrze, dobrze … przepraszam - co za wredny typ!
Wyszedł, a ja wstałam i się ubrałam. Nie wiedziałam jak Mike na tą wiadomość zareaguje, ale usłyszałam, że ktoś biegnie przez korytarz. Wiedziałam, że to On. Z impetem otworzył drzwi aż się przestraszyłam.
- Kochanie co się dzieje? - nie usiadł, a ukucnął tuż przede mną.
- Nie Mike .. słuchaj .. nie wiem jak mam Ci to powiedzieć ..
- Lekarz mi gratulował jak przyszedł. Czy Ty jesteś w ciąży?
- Tak .... Michael .. ja wiem, że nie powinnam, że powinnam uważać .. Twoja kariera ....
- O czym Ty mówisz? - wstał zirytowany – Uważasz, że coś jest dla mnie ważniejsze niż to maleństwo? - położył rękę na moim brzuchu.
- Wiem, ale myślałam ...
- Jak masz myśleć takie głupoty, to lepiej nie myśl wcale. Zrobię wszystko, żebyśmy byli razem szczęśliwi, rozumiesz? Nawet nie wiesz jak marzyłem o własnym dziecku. Ilekroć patrzyłem na ludzi na ulicach z limuzyn jadąc przez miasto, myślałem wtedy ''oddałbym to wszystko co mam, żeby móc żyć tak jak Oni'', a teraz Ty chcesz mi to dać! Kocham Cię - po tych słowach, łzy spłynęły po moich policzkach.
- Dziękuję – odpowiedziałam.
Wracaliśmy do domu. Michael dumnie prowadził auto, a ja myślałam jak powiem o tym rodzicom. Mike chyba też o tym właśnie pomyślał, bo spytał komu powiemy najpierw.
- Myślę, że moim rodzicom będzie bezpieczniej.
- Hahah może i masz racje, wiec jedziemy najpierw do twoich.
- Teraz? Już dzisiaj?
- A po co mamy to ukrywać? Może i powiedzą mi parę nieprzyjemnych słów, może i wygnają mnie z domu, ale to co. Chce, żeby wiedział o tym cały świat!
- Nie będzie aż tak źle.
Dojeżdżaliśmy, a ręce trzęsły mi się jakbym miała znów dziesięć lat i wracała do domu powiedzieć mamie, że dostałam w szkolę uwagę za złe sprawowanie. Mike też zaczął się denerwować, ale nie dawał tego po sobie poznać. Sam mnie uspokajał.
Weszliśmy. Mama siedziała w salonie, a tata był w garażu.
- Dzień Dobry! - krzyknęłam.
- A dzień dobry, kochanie. Cóż za niespodzianka!
- Tak mamo, a bo właśnie wracamy z .... z zakupów i postanowiliśmy wpaść do was - spojrzałam na Michaela. Wzniósł oczy teatralnie ku górze.
- Idę przygotuję coś do jedzenia. Wy młodzi wcale o siebie nie dbacie. Michael sama skóra i kości, Diana też nic lepszego.
Mike nachylił się do mnie. Już wiedziałam co chce powiedzieć, ale powiedziałam mu:
- Cicho. Chyba nie chcesz, żeby dowiedziała się w progu o tym, że będzie babcią.
Usiedliśmy w salonie. Mike przejął inicjatywę.
- Czy może pani zawołać swojego męża?
- Tak, oczywiście, a coś się stało?
- Nie .. wręcz przeciwnie. Niech Go pani zawoła - mama pobiegła, a ja czekałam jak na skazanie.
- No już jesteśmy!
- Siadajcie … chcielibyśmy wam powiedzieć .. - złapałam Michaela za rękę - O tym, że będziecie dziadkami.
Ojciec wstał, a mama złapała się za głowę. Zrobiło się tak cicho, że było słychać tykający zegar z kuchni.
- Kochanie ...
- Mamo!
- Tak się cieszę! Boże nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ja też się ciesze - powiedział ze złością ojciec.
- Tato czemu jesteś zły?
- Nie jestem, ale uważam, że powinniście z tym zaczekać. Po ile wy macie lat? Czy jesteście w stanie poradzić sobie z taką małą istotką? Wasze życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni! - Michael zabrał głos.
- Niech pan posłucha. Jesteśmy dorośli i zajmiemy się tym dzieckiem. Zrobię wszystko, żeby niczego im nie zabrakło, Dianie i dziecku. Przysięgam to panu!
- No zobaczymy.
- Oj kochanie, przestań. Ciesz się szczęściem córki!
- Dobrze, ale, żeby nie było, że nie mówiłem - tata nadal nie dawał za wygraną.
- Dobrze .. już zostaw to na później, ale kochani .. wiecie u nas tradycją jest, że kiedy kobieta rodzi to ma już nazwisko męża. Uważam, że powinniście wziąć ślub. Taka jest tradycja. Biała suknia, obrączka.
- Mamo .. czy ta szopka jest koniecznie, potrzebna?
- Tak! Na wszystko przystanę, ale ślub musi być. Tego wam nie odpuszczę!
- No dobrze .... niech będzie, ale żadne duże przyjecie. Kameralnie, dobrze?
- No dobrze, ale mamy dość sporą rodzinę.
- Michael co Ty na to?
- Zgadzam się z panią, ale też nie chce dużego przyjęcia. Nie lubię takich zresztą. Nie chce, żeby prasa pisała. Chyba pani mnie rozumie?
- Rozumiem.
Rozmawialiśmy z mamą jeszcze dobre parę minut. Ona już chciała by wszystko ustalić dziś, a dla nas to było za dużo. Przecież dopiero co dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami, a co dopiero reszta i ślub. Został jeszcze najważniejszy problem. Musimy jechać do rodziców Michaela i mieliśmy dotrzeć tam wieczorem. Tego spotkania bałam się najbardziej, a co jeżeli rodzice Michaela nie będą tak mili? Czuje, że Joseph nieźle się wkurzy i jak się później okazało miałam w stu procentach racje.
Tym razem Mike się nie spieszył. Jechaliśmy powoli. Jakby nie chciał wcale dojechać. ale przecież Oni też zasługują na to, żeby się dowiedzieć. Przecież mieliśmy formalnie stać się rodziną. Powinni dowiedzieć się o wszystkim, tym bardziej, że zaplanowaliśmy przyjecie, na którym nie może ich zabraknąć!
Dotarliśmy do domu Państwa Jackson. Drzwi otworzyła La Toya.
- Hej!
- Cześć. Są rodzice?
- Jest Joseph, mamy na razie nie ma. Ma być za chwile.
- Dobrze, poczekamy na nią.
Gdy tylko weszliśmy i Joseph usłyszał nasze glosy, od razu wyszedł.
- A wy czego tu szukacie?
- Niczego co byś miał.
- Przyszedłeś tu pyskować? Co? I jeszcze przyprowadziłeś tę dziewuchę?
- Tak, a co? Ta dziewucha będzie moją żoną!
- Co takiego?
- A tak! Właśnie tak! Mało tego. Powiem Ci więcej, chcesz?
- Zamieniam się w słuch - roześmiał się drwiąco.
- Będziemy mieli dziecko. Będziesz dziadkiem.
- Co? Dałeś się złapać na dzieciaka? Ty … - w tym momencie weszła mama Michaela.
- Co to za krzyki? Słychać was na drugiej stronie ulicy. Dajecie powód do kolejnych plotek!
- Mamo jak dobrze, że jesteś ...
- Posłuchaj Katherine. Twój ukochany synek zrobił dzieciaka tej … !
- Dianie! - krzyknęłam ze złości.
- Michael, czy to prawda? Będziecie mieli dziecko?
- Tak mamo, to prawda. Za osiem miesięcy urodzi nam się dziecko. Przyjechaliśmy tu, żebyś się dowiedziała od nas, nie z prasy, a poza tym. Chciałbym Cię zaprosić na ślub. Jeszcze nie wszystko ustalone, ale chce, żebyście przyszli.
- Kochanie - Katherine ucałowała Michaela.
- Mnie sobie odpuście. Nie przyjdę!
- Nie musisz! - syknął ktoś za moim plecami. Odwróciłam się. Za nami na schodach stało całe rodzeństwo Jacksonów, jak na komendę.
- Ty nie musisz, my przyjdziemy. Michael jest naszym bratem!
- A idźcie wszyscy do diabła! - krzyknął wściekły Joseph i wyszedł bez słowa.
U Jacksonów też się zasiedzieliśmy, bo wszyscy się dopytywali i sami chcieli zorganizować nam ślub. Na co Mike kategorycznie się nie zgodził. W sumie ja też się bałam co Oni mogą wykombinować. Bracia Michaela żartowali sobie z niego, mówiąc różne zboczone rzeczy. Im bardziej się bronił, tym bardziej Oni napierali aż mama Katherin musiała ich uspokajać.
To był długi i ciężki dzień. W efekcie byliśmy o czwartej nad ranem dopiero w domu. Leżałam już w łóżku i myślałam, czy to możliwe, czy to tylko sen, w którym mam urodzić dziecko Michaela Jacksona?!