piątek, 3 kwietnia 2015

Michael i Diana cz.21

Witam !
Na wstępie chciałabym złożyć wam życzenia.Zdrowych , radosnych i pogodnych Świąt Wielkanocnych ! Dla wszystkich moich czytelników , tych stałych i tych nowych , oraz podziękować mojej kochanej W. Piszącej opowiadanie Bad Girl oraz http://michael-and-betty-story.blogspot.com/ która zmotywowała mnie do pisania tego opowiadania i zawsze ma czas na zredagowanie mojej notki i polecić wam dwie strony na Facebooku także fanek Michaela które chcą rozwijać swoje pasje.Jak będziecie mieli czas to proszę odwiedzicie je  oto linki https://www.facebook.com/wiktoriakozeraphoto?fref=ts
Wiktoria Kozera Photography
http:// www.facebook.com/pages/Maggie/782326748550045.

Pozdrawiam ! Miłego czytania !
******************************************************************************************

Gdy rodzina Alan już wyszła, zaczęłam rozmyślać. Dlaczego ludzie są tak podli wobec siebie. Dlaczego On tak bardzo musi cierpieć z powodu swojego sumienia, które słusznie mu podpowiada? Eh... życie jednak jest męczące, żeby nie powiedzieć przytłaczające. Odwróciłam się do Michaela. Spał. Tak słodko wyglądał w blasku księżyce. Jego włosy wydawały się jeszcze bardziej ciemne, delikatne loczki leżały teraz swobodnie na ramionach. Był taki spokojny, jakby sen był jego wybawieniem. Dam sobie rękę uciąć, że śnił o czymś pięknym. Już miałam dotknąć jego policzka, kiedy poczułam coś w brzuchu. Na początku nie zwróciłam uwagi, ale za drugim razem było to silniejsze. Odruchowo usiadałam i złapałam się w pół. Kolejny raz. W końcu przyszło mi do głowy. To pierwsze ruchy. Oo tak. W końcu to już cztery i pół miesiąca.
- Michael … Michael - szeptałam cicho.
- Co? Zaraz .. już śpiewam ..
- No nie .. ten mi śpiewał będzie .. Michael! Do licha ciężkiego.
- Co .. co się stało?! - krzyknął aż sama się wystraszyłam.
- Michael .. Oni się ruszają, zobacz.
- Kto się rusza?
- Dzieci.
- Jak to?
- O jej .. jak jesteś zaspany, to nie mogę się z Tobą dogadać - złapałam Go za dłoń i położyłam sobie na brzuchu.
- Nic nie czuje.
- A teraz?
- O Boże … - łzy spłynęły mu po twarzy.
- Mike … Oni już dają znać, że są ...
- Diana .. tak bardzo się cieszę. Daj dotknę jeszcze raz … o jej! Znów!
Teraz już płakaliśmy oboje. Nie wiem czemu, ale ta chwila była tak niesamowicie wzruszająca, że po prostu trudno było się opanować. Prawie do rana leżeliśmy gawędząc o tym jak damy im na imię. Jak będą rosły. Dobrze, że zasnął bo w tym tępię wybieralibyśmy im za chwile studia. W efekcie, mimo całego tego szczęścia, wstałam bardzo zmęczona. Dziś miałam przymierzać suknie. Nie miałam zbyt ochoty na podróże do miasta, ale czuję, że moje szwagierki mimo mojego bogosławionego stanu i tak by mi nie odpuściły. Były tak napalone na ten dzień, że jedyne co mogłam ,to zgadzać się na wszystko aby były zadowolone. Tak jak się domyślałam punkt dziesiąta stały na naszym podjeździe.
- Diana! Diana!
- Już, już zakładam buty.
- Gdzie się wybieracie? - spytał zdziwiony Michael.
- Jak to gdzie? Wybierać przyszłej Pani Jackson suknię - LaToya wzniosła oczy teatralnie ku górze.
- Jadę z wami.
- No chyba żartujesz! Nie możesz widzieć wcześniej Panny młodej niż w dniu ślubu - prychnęła zdenerwowana Janet.
- Ale Ty się ostatnio wygadana zrobiłaś - na te słowa, pokazała mu język.
- Kochanie idę z nimi, bo inaczej głowa mi uschnie. Będę za niedługo.
- Tak, tak …,za kilkadziesiąt godzin. Jak ja je znam.
- Jak my znamy Ciebie! Nic nie kombinuj! Zostań grzecznie w domu.
- Dobra już dobra. Ostatni raz pozwalam wam porwać moją żonę.
- Jeszcze nie Twoja.
- W 50% już moja.
- Kończycie już? Czy mam Was sprowadzić na ziemię?
Wyszyłyśmy. Dziewczyny cieszyły się jakby szły co najmniej na pierwsza imprezę same. Ja w sumie też nie narzekałam. Dzięki przepychanką Jacksonów, humor mi się poprawił i nie byłam już tak zaspana. Kilka chwil podróży z Brendenem i byłyśmy na miejscu. Zaparkował w takim miejscu, że chyba nawet ktoś o "sokolim" wzroku by nas nie wypatrzył. Salon był zamknięty. Otworzyli nam dopiero jak Janet zadzwoniła. Dziwne było takie życie w ukryciu, ale cóż. Musiałam się do niego przyzwyczaić. Mnie też takie czekało. Szkoda, że moje dzieci będą musiały to znosić, ale starałam się o tym nie myśleć. W końcu przyszłam przymierzać suknie, to o czym marzyłam od dziecka.
Sprzedawca pokazywał różne modele, ja je przymierzałam. Jednak żadna nie przypadała nam do gustu. Nagle LaToya powiedziała:
- Niech Pan pokarzę nam tę.
- LaToya!
- No co?
- Ona kosztuje fortunę.
- Nie marudź. Piękna jest, nie Janet?
- No śliczna. Niech Pan ją pokarze.
- Wedle życzenie!
Poszedł, a my postanowiłyśmy, że przejdziemy się po salonie. Może same coś wybierzemy jeszcze z tej kolekcji. Przemierzałyśmy boksy jeden nic, drugi nic, trzeci Michael?!
- Co Ty tu robisz?
- Ja .. yyy ... przymierzam sobie.
- Trzymajcie mnie … dziewczyny.
- Myślicie, że ta będzie mi pasować? - wziął jakiś wieszak i zaczął mierzyć do ciała.
- Nie, nie mogę - zaczęłam się śmiać.
- No co? Miałem gnić w domu?
- Ale nie musiałeś przychodzić tutaj!
- No nie burmusz się już siostrzyczko.
- Janet zabierz Go, a Diana niech po przymierza jeszcze.
- Kochanie wiesz co?
- Co?
- Za Twoje poczucie humoru powinieneś dostać Nobla.
- Się wie skarbie, się wie!
Janet wyprowadziła Michaela za ucho, a ja przymierzyłam suknie jaką przyniósł mi Pan. Była … piękna, wyrafinowana, ale skromne zdobienia na gorsecie, fason. Właśnie tak ją sobie wyobrażałam. Była piękna. Godna żony króla popu, ale też bardzo droga. Stałam zapatrzona w swoje odbicie. W lustrze cekiny odbijały światło, koronka podkreślała delikatność całej kreacji. - LaToya .. to Ta!
- Jesteś pewna?
- Tak .. jest śliczna ...
- Nie chce słyszeć już o cenie.
- No dobrze.
- Wiec mam ją dla pani zamówić?
- Tak!
- Ok .. wiec musimy zrobić przymiarki, dobrze?
- Dobrze.
- Poczekaj jeszcze chwile. Zrobię Ci zdjęcie … pokarze Janet.
LaToya wyciągnęła aparat i zrobiła mi zdjęcie, a pan zebrał miarę. Byłam taka szczęśliwa. Suknia była piękna. Byłam dumna, ale mama się ucieszy! To była radość z dwóch powodów. Spełniłam marzenie i jeden problem, że nie mam co na siebie włożyć, miałam z głowy. Schodziłyśmy już na dół po schodach prowadzących do podziemnego parkingu. Nagle ktoś krzyknął:
- Hej! - odwróciłam się, a za mną reszta. To był … Paul?! - Hej kochanie!
- Odczep się! – syknęłam.
- A czemu taka zła? No nie denerwuj się już tak.
- Odsuń się na bezpieczną odległość, dobrze Ci radzę - powiedział Michael.
- Cicho bądź. Chce z nią porozmawiać.
- Ale ja z Tobą nie, idziemy.
- Nieźle się urządziłaś .... dzieciak z gwiazdką.
- Zazdrościsz?
- Zawsze byłaś perfidna, ale że aż tak? Nie wiedziałem.
- Chcesz zbierać zęby?!
- Michael spokojnie.
- Nikt nie będzie obrażał mojej narzeczonej.
- Panie Jackson, czy coś się dzieje?
- Nie, nie Brenden .. ten Pan już idzie, prawda?
- Tak już idę, bo jeszcze mnie pobijesz - Michael szarpnął się, ale Go przytrzymałam.
- Uspokój się Mike - spojrzał na mnie - Nie warto.
- Masz racje.
- Musisz pięknie wyglądać na naszym ślubie.
- Właśnie. Nie potrzebne Ci podbite oko.
- Sądzisz, że dałabym mu podpić sobie oko? No chyba żartujesz!
- Dzieci Jackson no ile mam na was czekać? - gorączkował się Brenden.
- Już idziemy.
Gdy wróciliśmy do domu, postanowiłam odpocząć. Wygodnie rozłożyłam się na kanapie, Michael obok mnie.
- Co za dzień ...
- No pełen wrażeń.
- Jeszcze tamten musiał się przyplątać.
- Chodziło mi o Ciebie, bo jakby nikogo nie było ..
- To co?
- Pokazałbym mu gdzie raki zimują.
- Ah Ty mój waleczny!
- Rycerzu?
- To właśnie miałam na myśli.
- Haha no wiesz, bo się zarumienię.
Nagle posmutniałam. Przypomniały mi się wszystkie upokorzenia ze strony Paula. Jak było, co się działo. Każde słowo, każda zdradę, każde kłamstwo, to było tak dawno, a nadal czułam wstyd i odrazę. Jak mogłam pozwolić sobie na takie traktowanie ze strony faceta?
- Diana coś się stało?
- Nie, a czemu pytasz?
- Przecież widzę.
- Tak .. masz racje. Nie ma sensu kłamać. Przypomniało mi się wszystko co działo się jak byłam jeszcze z Paulem. Nawet nie wyobrażasz sobie ile upokorzenia zniosłam z jego strony. On odszedł z moją własną przyjaciółką. Wyprowadziłam się i poznałam Ciebie, gdyby nie Ty .. tamta noc, pamiętasz? Ta co ...
- Nie kończ...
- Tak właśnie ją miałam na myśli. Chciałam sobie ulżyć, chciałam, żeby mi przeszło, żeby wszystko zniknęło, żeby wszyscy poszli do diabła.
- Wiesz co ja wtedy przeżywałem? Dzwoniłem do domu, pytałem o Ciebie. Moje rodzeństwo Cie nie widziało. Nikt nie wiedział, gdzie jesteś. Dzwoniłem na Twój telefon, nie odbierałaś. Nie mogłem wytrzymać. Przeczuwałem najgorsze i to sprawdziło się. Wiedziałem, że jeżeli za chwile się tam nie pojawię, stanie się coś złego. Mogłem Cie stracić na zawsze. Rozumiem Cie, pamiętam jak ja się czułem po moim wypadku, jak wszystko mnie bolało, jak chciałem tak jak Ty, ale pamiętaj, życie jest tylko jedno i Ty jesteś kapitanem, a Twoje życie okrętem, to od Ciebie zależy w jaką popłynie stronę.
- Pięknie powiedziane. Zachowałam się wtedy egoistycznie.
- W stosunku do mnie, na pewno.
- No coś Ty!
- A coś Ja!
- Nie łap mnie za słówka!
- Kiedy ja lubię łapać za słówka i nie tylko za nie. Lubię też za policzek o i za szyję.
- Michael! Mam łaskotki na litość boską. Przestań!
- Bo co?
- Bo się oburzę.
- Ale się boję.
- Bój się, jestem zła.
- A ja dobry! Pasujemy do siebie, uzupełniamy się.
- Dobra wygrałeś.
Zasnęłam i spałam bardzo długo. Nie miałam ochoty wcześnie wstawać. Była leniwa niedziela i miałam ochotę właśnie tak ją spędzić. Michael też nie miał nic przeciwko wylegiwaniu się do dwunastej. Włączyłam TV. Właśnie miał lecieć mój ulubiony serial. Zaczął się. Oglądałam w skupieniu kiedy przerwa na informacje. Wiedziałam o niej standardowo. Wstałam, żeby zrobić sobie herbatę, kiedy nagle usłyszałam ''Michael Jackson''. Podbiegłam do TV.
"Jak donoszą źródła, widziano Michaela Jacksona z jego dziewczyną w Galeri Handlowej. Najprawdopodobniej para spodziewa się dziecka, ponieważ nasz informator twierdzi, że kobieta znanego piosenkarza ma przed sobą brzuch, który stara się skrupulatnie maskować poprzez luźną odzież. Pora na informacje lokalne'' . Odwróciłam się.
- Nic nie mów. Wszystko wdziałem. To On. To ten drań doniósł mediom.
- A to sprzedawczyk jeden.
- Już ja mu pokarze.
- Spokojnie Mike. Nie denerwuj się. Niech sobie mówią.
- Ale nie muszą o nas. Jeszcze przypięli Ci łatkę, że maskujesz ciążę.
- Chcieli nadać pikanterii. Wiesz, że kontrowersja się dobrze sprzedaje. Takie czasy.
- Denerwuje mnie to!
- Chodź tu – podszedł, a ja Go mocno pocałowałam - Teraz lepiej?
- O wiele! Ale jeszcze trochę - pocałowałam Go drugi raz.
- A teraz?
- No już dobrze.
- Pamiętaj niech sobie mówią, niech nas nie lubią, nie interesuje nas to!
- Diana?
- Hm … ?
- Dziękuje, gdyby nie Ty, mój świat już dawno legł by w gruzach.
- A mój dzięki Tobie powstał z ruiny, tworząc idealną całość.

1 komentarz:

  1. Notka jak zawsze cudowna :) Również życzę Ci Wesołych Świąt Wielkoanocnych :)
    Pozdrawiam !
    Fanka Michaela

    OdpowiedzUsuń