piątek, 17 kwietnia 2015

Michael i Diana cz.22

Witam ! 
Zapraszam na nową notkę i proszę o komentowanie :D Dziękuję że czytacie i mnie odwiedzacie , jest mi niezmiernie miło :D
****************************************************

Stwierdziliśmy z Michaelem, że przestaniemy się interesować prasą. Stres nie wpływa dobrze na moją ciąże. Nie chce nie potrzebnych niespodzianek, bo po co żałować czynów, które miały miejsce przez złość.
Dziś mieliśmy odwiedzić rodziców Michaela. Najwyższy czas ustalić już wszystko z racji tego, że dziewczyny przejęły inicjatywę, trzeba się dogadać co dalej. Gdzie przyjecie, gdzie ceremonia i tak dalej. Nie wypada tak teraz odstawiać ich bez słowa. Chcą pomagać i doceniam to. Sama nie wiem, czy dałabym rade, chociaż mimo mojego błogosławionego stanu byłam bardzo zwinna i chętna do działania. Z rozmyślań wyrwał mnie Mike.
- O czym tak myślisz?
- A w sumie o wszystkim i o niczym.
- O ślubie?
- Między innymi też.
- Nie martw się. Będzie wszystko dobrze.
- Nie może być inaczej. W końcu to nasz wielki dzień!
- Dokładnie.
- O jesteśmy, tylko nie wysiadaj tak szybko.
- Dlaczego?
- Otworze Ci drzwi - cały Mike. Jak zawsze musi postawić na swoim.
Weszliśmy do Jacksonów. Panowała cisza. Całą rodzinę zastaliśmy w salonie. Oglądali TV.
- Głośno o was - palnęła Janet.
- Nawet mi o tym nie wspominaj - syknął Mike.
- Oni by chcieli wszystko wiedzieć. Najchętniej weszliby do naszego domu.
- Oj ... nie ma już o czym mówić - wtrąciła Katherine.
- Właśnie, lepiej opowiedzcie co tam u was, jak się czujesz?
- Dobrze. Ciąża mi służy.
- Widać kochanie! Jesteś taka rozpromieniona … uczęszczacie na badania zapewne?
- Oczywiście. Inaczej Michael by zwariował jakby było inaczej. Zresztą ja też się denerwuje.
- No przecież ktoś musi odziedziczyć mój majątek - roześmiał się Mike.
- No ktoś na pewno odziedziczy, ale nie Twoja żonka - powiedział dobitnie Joseph.
- Jak to?
- A tak to mój drogi Michaelu. Nie powiedziała Ci?
- Diana o czym On mówi?
- Michael .. miałam Ci powiedzieć ...
- Co miałaś mi powiedzieć?
- Oj Diana ... nie powiedziałeś mu o tym, że podpisałaś przy notariuszu intercyzę? Teraz wszystko po Twojej śmierci należy do potomków naszej rodziny, tych którzy nazywają się od urodzenia Jackson.
- Ty żartujesz! Kazałeś kobiecie w ciąży podpisać dokumenty? Niech zgadnę, przyszedłeś wtedy kiedy mnie nie było, tak? Mam racje?! Odpowiedz?!
- No tak, tak.
- Nie kłóćcie się. Mieliście ustalać ślub.
- Nie mam ochoty. Jednak wychodzę.
- Mike zaczekaj - wstałam i podbiegłam do niego. Odsunął się delikatnie, nie pozwalając się przytulić.
Wracaliśmy do domu w ciszy, kiedy nagle ją przerwał.
- Diana czemu mi nie powiedziałaś? Proszę odpowiedz mi.
- Posłuchaj, to nie tak jak myślisz ... na prawdę chciałam Ci powiedzieć, ale … zabrakło mi odwagi - rozpłakałam się i nie umiałam nic już więcej powiedzieć. Wiem, powinnam była Go przeprosić, ale nie mogłam wydobyć słowa z siebie, dusząc się własnymi łzami.
Gdy dojechaliśmy, wysiadłam w pospiechu z samochodu. Poszłam przed siebie. Nie daleko był las. Usiadłam na ściółce i zaczęłam rozmyślać. Założyłam ręce za głowę. Jak się teraz z tego wyplątać?
- Diana? Kochanie - odwróciłam się. To był Mike.
- Przepraszam .. wiem .. nie powinnam, ale posłuchaj. On przyszedł jak byłeś w trasie koncertowej. Bałam się. Z nim był notariusz. Powiedział, że da nam spokój, jak tylko podpisze te cholerne stosy papierów. Uwierzyłam .. chciałam, tylko, żeby nas zostawił.
- Wiem, wiem chciałaś dobrze. To ja przepraszam. Wymagam od Ciebie, żebyś mówiła prawdę i tak powinno być. Musimy opierać nasz związek na zaufaniu, ale ja też nie byłem fair wobec Ciebie.
- Jak to? - przez głowę przebiegły mi tysiące myśli.
- Pamiętasz jak chciałaś … pamiętasz?
- Pamiętam.
- To wtedy ja nie bylem w sklepie .. ani w studio.
- A gdzie?
- Pojechałem do Paula. Znalazłem Go. Porozmawialiśmy po męsku.
- Porozmawialiście ..
- No dobrze .. uderzyłem Go. Straciłem nad sobą kontrole, myśląc jak Cie skrzywdził.
- I co? Oddal Ci?
- No co Ty. Nie miał siły.
- Mój wojownik.
- Moja księżniczka.
- Już się nie gniewasz?
- Nie, ale pamiętaj, nigdy więcej kłamstw, żadnego zatajania z mojej i Twojej strony, ok?
- Tak zgadzam się. Popieram ten pomysł. Jest genialny i oby tak zawsze było.
- Będzie jeżeli tylko trochę się postaramy.
- To co idziemy?
- Tak.
Wracaliśmy gawędząc o tym jak będzie dalej. Stwierdziliśmy nawzajem, że wypada przeprosić Kathetrin, że była świadkiem tak przykrych wydarzeń, które nie powinny mieć miejsca w jej obecności. Dowiedziałam się przy okazji ile upokorzeń zniosła przez Josepha. Na pewno było jej przykro. Miało być tak miło, mieliśmy razem omawiać nasz ślub. Postanowiliśmy, że zaprosimy ich wszystkich do nas. Niech przyjadą na trochę, odpoczną od zgiełku i kochanego ojca, fleszy, kamer. Wróciliśmy. Ja weszłam do kuchni, a Mike poszedł dzwonić. Gdy skończył, przyszedł do kuchni.
- I co? Przyjadą?
- Cała rodzina!
- To źle?
- Tyle Jacksonów pod jednym dachem!
- Na ile zostaną?
- Na noc tylko, na więcej nie mogą, ale i tak się ciesze. Tak mało czasu spędzają razem i ze mną również. Wreszcie można będzie zasiąść i porozmawiać jak za dawnych lat.
- Masz racje. Wszystkim, to dobrze zrobi.
Następnego dnia, czekaliśmy już na Jacksonów. Przyjechali punktualnie. Od drzwi było słychać. że sprzeczają się między sobą. Cali Oni. Katherine oczywiście przywiozła ciasto. Lubiłam je, ale nie potrzebnie się napracowała. Miała odpoczywać.
- O jak się ciesze, że jesteście!
- Nie kłam Pani Jackson.
- Swen mój drogi Tito, Swen moje nazwisko.
- No dobra .. mhhh .. Pani w 50% Jackson.
- Ciekawe, która część jest już Jackson?
- Randy!
- Wydaje mi się, że ta od pasa w dół, nie?
- Skąd te domysły?
- No wiesz .. Ona jest w ciąży.
- Możecie być cicho? - Michael już nie wytrzymywał.
- Właśnie!
- Bo co?
- Bo ja tak mówię, a mam w sobie dwóch Jacksonów i mam większą siłę przebicia!
Wszyscy zaczęli się śmiać. Wiedziałam, że miło spędzimy ten wieczór. Oczywiście od razu wzięliśmy się za planowanie. Wszystko zostało chyba dopięte już na ostatni guzik. Cieszyłam się, że mam już to wreszcie z głowy i to było w tym wszystkim najlepsze. Jednak Mike zaczął znów ten niezręczny temat.
- Posłuchajcie .. wiecie, że Diana podpisała z Josephem intercyzę.
- Wiemy.
- A wiec będę chciał załatwić, to inaczej.
- A w jaki sposób?
- Będę zmuszony założyć sprawę w sądzie i odzyskać prawa dla Diany.
- Mike nie trzeba.
- Ja sądzę, że trzeba.
- Synu! Nie możesz prawować się z ojcem. Przecież wszystkie gazety to opiszą. Prasa będzie trąbić na cały kraj. Nie potrzebne nam to.
- Mamo! Ale tu chodzi o jej przyszłość … - te słowa usłyszałam już jak przez mgle. Pociągnęłam Michaela za ramie. Czułam straszny ból, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w brzuch. Więcej nic nie pamiętam, tylko krzyk LaToyi i światła samochodu ratowników medycznych.
Obudziłam się już w szpitalu. Nikogo przy mnie nie było. Jedynie białe ściany. Dobrze wiedziałam, gdzie jestem, to był szpital. Wzięłam się odruchowo za brzuch, odkryłam prześcieradło. Chciałam zobaczyć Michaela. Zaczęłam krzyczeć, ale nie przychodził.
- Mike .. Mike – płakałam, ale odpowiadało mi tylko echo pustej sali.  

3 komentarze:

  1. Notka jak zawsze cudowna :) Jednak trochę smutna pod koniec :( Biedna ta Diana ! Dobrze , że Michael się dowiedział o tym co Joseph zrobił za jego plecami !
    Pozdrawiam i życzę duzo weny !
    Fanka Michaela

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju! Ona nie poroniła, prawda??? Te dzieciaki muszą żyć...

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Basia~ Fanka~MJ~18 kwietnia 2015 12:15

    Uwielbiam Twój blog, jest wspaniały przeczytałam już wszystkie notki i moim zdaniem powinnaś jakąś książkę wydać!! :-) A tym czasem czekam na następną część, a co do tej notki to mam nadzieje, że Diana nie poroni. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń