sobota, 24 maja 2014

Michael i Diana cz.5

Witam !
Od pewnego czasu zastanawiam się jak dajecie rade przetrwac ten ciężki dzień  w którym przypada rocznica śmierci Michaela. Zawsze mam  wrażenie tego dnia że nikt mnie nie rozumiem i właśnie dlatego mam pewien pomysł żebyśmy własnie tego dnia spotkali się na jednym z portali , komunikatorze nie wiem obojętnie jakim typu GG itp. i wspólnie porozmawiali może wtedy było by nam lżej ? Bo kto ? Jak nie fani mogą wspólnie przeżyc ten dzień. Na wszelkie propozycje czekam w komentarzach lub na wiadomości bezpośrednio  do mnie (post coś o sobie) ,możemy zawsze dogadac sie co do daty (jak by komuś nie odpowiadało 25 czerwca bo np pracuje albo ma szkołę), godziny i ogólnego stanu rzeczy. Dobra koniec gadania! Zapraszam na notkę
                                                                                                                  Miłego czytania !
********************************************************************************



Zanim tłum zaczął się rozchodzić do wyjścia, już się ocknęłam i postanowiłam, że wyjdę wcześniej. Po co mam się później przepychać. Na świeżym powietrzu myślałam od razu trzeźwiej i byłam podekscytowana zaistniałą sytuacją. Pierwszy raz w życiu mnie przytulił! Wybrał mnie z tłumu dziewczyn, ale byłam zadowolona. Spacerowałam alejkami parku, nie miałam ochoty na żadną taksówkę, a może bym trafiła na tego samego gościa? A w życiu!
Szłam aż do głównej drogi z głową w chmurach. Wyszłam na ulice, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Hej Diana! - za mną jechała długa limuzyna. Odwróciłam się. To był Michael – Może Panią zabrać?
- Bardzo chętnie! Już mnie nogi bolą w tych szpilkach!
- No to wskakuj - wsiadłam bez zastanowienia.
Jechaliśmy chwile w ciszy. Przed oczami miałam ciągle, to co wydarzyło się nie całą godzinę temu. Wreszcie zaczęłam.
- Kiedy następny koncert?
- Za dwa dni – odpowiedział.
- A daleko?
- No troszkę daleko ... 600 km stąd.
- Aha rozumiem i długo będzie trwała ta trasa?
- Do domu wrócę za 3 miesiące.
- Długo …a kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro mam ostatnie przygotowania i pojutrze z rana już mnie nie będzie.
- 3 miesiące – powtórzyłam
- Wiesz .. taka specyfika pracy. Wrócę zanim się obejrzysz.
- Jasne – uśmiechnęłam się blado.
Limuzyna stanęła na podjeździe Jacksonów. Wysiedliśmy.
- Cześć - rzuciłam obojętnie. Udawałam, że nic mnie nie obchodzi, ale w głębi duszy wiedziałam, że tak nie jest.
- Cześć .. już idziesz?
- Tak .. wiesz jestem już zmęczona - odwróciłam się na pięcie i szłam w stronę domu.
- Diana?
- Tak?
- Mogę jutro do Ciebie wpaść?
- Jasne.
- Chciałbym się spokojnie pożegnać .. nie w przelocie.
- Dobrze - uśmiechnęłam się szeroko.
   Oczywiście smuciłam się od rana. Jedyną osobą, która zaczęła mnie rozumieć po stracie Alice i Paula był właśnie Mike. Jednak wiedziałam, że nie będę miała już w nim wsparcia. Wyjedzie i kolejne 3 miesiące spędzę w klatce, ale cóż, to jego pasja i praca. Nie mi o tym decydować.
    Mijało południe. Do drzwi zapukał Michael.
- Część!
- Hej
- Czekałaś?
- Tak .. no wiesz w końcu następnym razem zobaczę Cie za trzy miesiące.
- No tak ja wiem, to jest trudne, ale sama wiesz, to moja praca. Kocham to. Fani na mnie czekają, nie mogę ich zawieść.
- Rozumiem.
- A właśnie chciałabym, żebyś oglądała kolejny koncert, który będzie emitowany.
- Dobrze. Nacieszę się widokiem szklanego Michaela – uśmiechnęłam się.
- Będę dzwonił 100 razy dziennie.
- Najgorzej czuje się w nocy.
- To będę dzwonił 100 razy w nocy.
- Ooo nie przesadzaj. Musisz odpoczywać po koncertach.
- No dobra .. zostaje opcja dnia.
   Siedzieliśmy parę chwil. Wyszedł, a ja zostałam sama i to miało się nie zmienić w najbliższym czasie. Eh .. co za życie. Rano wstałam i wyjrzałam przez okno. Mike właśnie wsiadał do samochodu. Pomachałam mu z okna. Uśmiechnął się i odjechał. Stałam i patrzyłam jeszcze długo nim jego samochód nie zniknął z mojego pola widzenia.
*********************************************************************
Dni teraz stawały się coraz dłuższe, nudne i żmudne. Michael dzwonił, ale zawsze tylko na chwilkę, miał próby. Nie miał czasu zamienić ze mną zbyt dużo słów. Wczorajszej rozmowy powiedział nawet, że tęskni i przypominał, żebym oglądała dzisiejszy koncert.
Tak też zrobiłam. Wyciągnęłam się na kanapie i czekałam. Zaczynało się jak zawsze. Wpadł na scenę jak poparzony i wykonywał piosenki jedna po drugiej, tańczył. Podszedł bliżej kamery i powiedział :”A teraz chciałbym, pozdrowić moja przyjaciółkę Dianę, która zapewne teraz mnie ogląda”- uśmiechnął się i pomachał. Otworzyłam buzie ze zdziwienia. Nie sądziłam, że odważy się na taki gest. Jednak szczęście nie trwało zbyt długo. Zobaczyłam moment kiedy szalona fanka wpadła na scenę i po prostu pocałowała go. To zabolało. Nie wiem czemu, przecież był tylko moim przyjacielem. Miał prawo żyć jak chciał, ale moja podświadomość widziała to inaczej. Jak zaczęła się do niego „lepić” nie wytrzymałam i wyłączyłam TV. W tym samym momencie zadzwonił telefon, to była mama.
- Hej kochanie! Czemu się w ogóle nie odzywałaś?
- A wiesz jakoś nie miałam czasu – skłamałam. Mogłam do niej zadzwonić choćby teraz.
- Może przyjechałabyś do nas dziś, co? Nie było Cię tyle czasu w domu.
- Jasne przyjadę nawet na kilka dni.
- O jak się cieszę.
- Dobrze mamo za 2h jestem u Was. Wtedy porozmawiamy. Pa!
   Spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Czas wracać do rodziców na wypoczynek. Ooo jak to zabrzmiało … tak dorosło – pomyślałam. Postanowiłam, że zagoszczę u nich na kilka dni.
Gdy podjechałam pod dom, mama już czekała. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Tylko wysiadłam, a Ona już wisiała na moje szyi.
- Kochanie tak się stęskniłam.
- Ja też, ale może wejdziemy już, co?
- Chodź, chodź .. zjesz bo chyba schudłaś.
- Zdaje Ci się naprawdę.
W moim pokoju nic się nie zmieniło. Na to że rodzice ciągle Go trzymają pod kluczem wskazywał np. kurz, który moja mama zawsze wycierała. Teraz całe to pomieszczenie wyglądało smutno. Nie był to już pokój dawnej Diany.
Zadzwonił telefon:
- Diana! Cześć tak dawno się nie widziałyśmy.
- No Rosali wreszcie sobie o mnie przypomniałaś?
- Tak przypomniałam sobie o Tobie i wyobraź sobie, że chce Cie zaprosić na wieeeelką imprezę z okazji otwarcia naszego akademika, wpadniesz? - nie miałam ochoty na żadna imprezę, ale wiedziałam, że jak odmówię, to wtedy Paul i Alice będą mieli powód do obgadywania mnie.
- Tak przyjdę.
- Cieszę się .. dziś o 17.00 będziemy na Ciebie czekać. Paaaaa.
   Cała Rosali, szalona, spontaniczna, co do wyglądu typowa plastikowa lala. Lubi ciuchy i przywiązuje dużą wagę do pieniądza. Ciekawe co tym razem wymyśliła. Obawiam się, że może to być party „Barbie” a tego nie zniosę. A co mi tam. Jak mi się nie spodoba, to po prostu wyjdę, przecież nie przykują mnie do kaloryfera.
   Wyszykowana punkt 17.00 pukałam do drzwi Rosali. Na początku impreza była sztywna. Goście siedzieli i przyglądali się sobie jakby byli z marsa, ale Rosali pomyślała o wszystkim. Nagle na środku pojawiła się fajka wodna. Wtedy dopiero zaczęła się impreza na 102. Towarzystwo zaćpane i zapite w nic pląsało po parkiecie lub przynajmniej im się wydawało ze pląsają. Wyglądali bardziej jak stado, wypuszczone z klatki lwa. Czemu ja nie miałam takiej pogodny ducha. Na domiar złego przysiadł się do mnie jakiś koleś .
- Hej, piękna.
- Cześć i spłyń.
- Oj jaka nerwowa - położył rękę na moim kolanie.
- Albo zabierzesz tę rękę albo Ci ją połamie.
- Dobrze, spokojnie, nie bądź taka. Może się bliżej poznamy?
- A może pójdziesz stąd?
- Dobrze wiem kim jesteś. Widziałem Cię w TV. Jak przytulała Cię ten no … ta gwiazdeczka .. o wiem Jackson !- moja złość sięgała zenitu, ale zza pleców usłyszałam głos.
- Robi .. zostaw ją .. zużyty towar. To moja była – yyy to był Paul! Odwróciłam się tak szybko, że mój poprzedni rozmówca upuścił szklankę z drinkiem.
- Czego chcesz?
- No powiem Ci, że od Ciebie już nic. Znalazłem sobie kobietę .. wartą uwagi.
- To dobrze. Idź się nią zajmij.
- Czemu jak mogę się świetnie pobawić twoim kosztem?
- Słuchaj .. jeżeli uważasz, że się Ciebie zlęknę, to jesteś w wielkim błędzie.
- Tak? To patrz - podszedł do mnie bliżej i oblał mnie drinkiem.
- Ty chamie! - strzeliłam Go prosto w twarz, a On bez namysłu uderzył mnie tak samo! Jak On mógł uderzyć kobietę na oczach innych? Muzyka ucichła, a On stanął nade mną.
- Patrzcie! Widzicie ją? Wiecie, że była w młodości chora i chodziła do psychologa, bo sama ze sobą nie potrafi sobie poradzić? Mówię serio - rozejrzał się po Sali - Powiem Wam więcej! Wiecie, że płakała po moim odejściu i chciała, żebym do niej wrócił. Mało na kolana nie padła. 
- Ty tępa gnido - syknęłam, wstałam i wzięłam się za twarz, która piekła jak po oparzeniu 
- A powiedzieć Wam kim On jest? To zwykła świnia, która odchodzi od swojej kobiety z jej własną przyjaciółką.
 - Ale przynajmniej warta zachodu - to powiedziała Alice, która właśnie przytuliła się do Paula.

Stali i patrzyli na mnie triumfalnie. Czułam na sobie wzrok całej reszty gości. Nie wytrzymałam, wybiegałam. Moja psychika była chyba jednak za słaba jeszcze na to. Szłam teraz samotnie. Po policzkach spływały mi łzy. Dlaczego ja? Powtarzałam sama do siebie. Dlaczego? Czy ja nie mogę być normalna? Mieć normalne życia jak inne dziewczyny w moim wieku?
- Ej nie uciekaj! - usłyszałam głos za sobą. Mimowolnie się odwróciłam.
- Spadajcie.
- Skoro jesteś taki łatwy towar, to dobrze się bronisz.
- Odczepcie się, mówię!
- Czemu? Paul powiedział, że nie masz życia już w naszym mieście. Lepiej się już stąd wynoś - odjechali z piskiem opon. Płakałam tak bardzo, że łzy zamazywały obraz. Nie widziałam prawie nic. Nie wiem jak doszłam do domu. Na szczęście nikogo nie było. Weszłam do pokoju, usiadłam na łóżku. Co mi teraz zostało? – pytałam sama siebie. Zwinęłam się w kłębek i leżałam bezwładnie kilka chwil. Psychika płatała mi figle, co chciałam o tym zapomnieć, to myśli wracały ze zdwojoną siłą.
Zasnęłam. Koszmary dręczyły mnie jeszcze bardziej niż złe myśli. Porwałam się na równe nogi. Spojrzałam w lustro. Rozmazany makijaż i strój jeszcze z „imprezy” Podeszłam do półki z lekami. Wyjęłam obojętnie jakie całą garść. Do kubka nalałam wody i popiłam silną „dawkę”. Miałam nadzieje, że chociaż to mi pomoże ukoić ten straszliwy psychiczny ból. Zdążyłam jeszcze zauważyć mój dzwoniący telefon, ale nie miałam siły Go odebrać.
- Kochanie? Kochanie .. słyszysz mnie?
- Spokojnie niech Pani zaczeka .. chyba zaczęła się budzić!
- Widzę i chcę jej pomóc.
   Otworzyłam szeroko oczy i … co to? Wszędzie biało, ściany białe, sufit biały. Rozejrzałam się po bokach. Mama siedziała na stołku, obok niej tata i facet w białym ubraniu. Zaraz to był lekarz?
- Co ja tutaj robię?
- Spokojnie .. jesteś w szpitalu.
- Co?! Po co jestem w szpitalu? Ja chce do domu - próbowałam się uwolnić, ale moje ręce były jakby bezwładne.
- Dianko .. leż spokojnie. Wyrwiesz sobie kroplówkę.
- Długo tu jeszcze zostanę?
- Dopiero co wybudzali się Pani ze śpiączki. Myślę, że jeszcze tydzień i stanie Pani na nogi.
- Co? Mamo .. jakiej śpiączki? Co ja tu robię? Ile ja tu już jestem?
- Kochanie …- zaczęła mama - Jesteś tu od miesiąca. Zatrułaś się lekami uspokajającymi, żeby nie tata i to, że wrócił wcześniej do domu .. nie było by Cię już tu z nami - odwróciła się i zaczęła płakać.
  Rodzice po moich namowach postanowili wyjść, odpocząć. Jedyne o co ich poprosiłam to telefon i szklankę wody mineralnej. Strasznie chciało mi się pic. Oczywiście telefon był rozładowany. Pół godziny prosiłam pielęgniarkę, żeby pomogła mi Go naładować. Co za obsługa! Wreszcie udało się. Włączyłam moje kochane urządzonko. Boże ile się tego nazbierało. Skrzynka odbiorcza była pełna. Ponad 80 wiadomości od Michaela i setki nieodebranych połączeń. Zaczęłam czytać ostatnią z wiadomości. „Nie wiem czemu się do mnie nie odzywasz, obraziłaś się na mnie? Twój telefon od ponad 3 tygodni nie odpowiada. Chciałbym Ci powiedzieć tylko jedno, że strasznie się o Ciebie martwię. Nie wiem gdzie Cię szukać. W twoim domu był już Tito i Janet. Mieli pilnować kiedy się pojawisz, ale Ciebie nie ma … mam nadzieje, że nie masz zamiaru zniknąć na zawsze…Pozdrawiam Michael „. Gdy to przeczytałam zaraz mnie olśniło. Przecież On się ciągle o mnie martwi. Postanowiłam zadzwonić. Po 2 sygnałach odebrał.
- Słucham?!
- Michael … nie krzycz mi do ucha …
- Co?! Jak nie krzycz! Nie dajesz znaku życia od miesiąca. Gdzie jesteś? Co się z Tobą dzieje? Wszytko w porządku? Wyjechałaś ? – zadawał tysiące pytań. Przerwałam mu, bo inaczej nie dałby mi prawa głosu.
- Jestem w szpitalu …od miesiąca.
- Czemu jesteś w szpitalu?
- Bo … nie wiem jak Ci to powiedzieć.
- W jakim szpitalu jesteś?
- A czy to ważne? Przecież jesteś 600km stąd.
- Czy to szpital w twojej rodzinnej miejscowości?
- Tak to szpital „św. Trójcy” na ulicy Medycznej.
- Czekaj na mnie!
- Co? Mike? Halo! Czekaj! - na próżno. Rozłączył się.
Po co ja do niego dzwoniłam? Przeze mnie zrobi jakąś głupotę, której będzie żałował do końca życia. Przyjedzie tylko po to, żeby mnie odwiedzić, a na pewno ma mnóstwo pracy. przecież minął dopiero miesiąc jak tu jestem i miesiąc jak jeszcze byłam w moim własnym domu, więc ma jeszcze 4 tygodnie trasy. Co On wyprawia. Miejsce dalszych rozmyślań zajął sen. Nie wiem czemu, ale czułam się tak bardzo zmęczona, że nie miałam ochoty na nic.
- Panie Jackson … nie mogę Pana wpuścić .. naprawdę jak Pana lubię, ale nie jest Pan z rodziny, a to jest oddział intensywnej terapii. Ona i tak śpi … nie robi nic innego od 8h.
- A jak dam Pani autograf?
- Wyleją mnie z pracy.
- To ja Panią zatrudnię, wtedy dobrze?
- Dobrze niech Pan wchodzi tylko błagam szybko!
Udawałam, że śpię. Doskonale słyszałam całą rozmowę z pielęgniarką. Słyszałam jak wszedł. Dałabym sobie rękę uciąć, że właśnie oparł ręce na poręczy i wpatruje się w moją bladą twarz. Uchyliłam oczy i widok, który ujrzałam wskazywał na to, że jestem nie omylna.
- Niespodzianka – powiedział szeptem z uśmiechem na ustach.
- I to jaka miła! - uśmiechnęłam się, a On podszedł bliżej, nachylił się i mocno przytulił. Zapach perfum, miękkie włosy i cudowne ramiona, w których czułam się jakoś tak dziwnie bezpieczna.
- Przepraszam, ale musiałem – powiedział, nie wypuszczając mnie z uścisku.
- Nic się nie stało - teraz ja też Go objęłam, kładąc rękę na jego plecach.
- Uwaga na kroplówkę!
- Spokojnie! Jest dobrze.
- No ok - powiedział siadając na krześle. Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Zauważyłam, że ma podkrążone oczy. Zapewne nie spał kilkanaście godzin, było widać po nim zmęczenie.
- Jesteś zmęczony?
- Nie.
- Nie kłam .. przecież widzę.
- No dobrze .. trochę jestem, ale to jest nic w porównaniu z tym co się dzieje z Tobą. Powiedz mi co Ci się stało? Nie chcę słuchać żadnych wymówek.
- No więc dobrze. Jak nie było Cię w domu, to ja po miesiącu nudy postanowiłam wyjechać do moich rodziców na kilka dni. Zadzwoniła Rosali, że organizuje imprezę i czy bym nie przyjechała i takie tam, więc się zgodziłam. Gdy tam już byłam stwierdziłam, że to nie był zbyt dobry pomysł. Całe towarzystwo siedziało zapite i zaćpane. Usiadł koło mnie jakiś chłopak i położył rękę na moim kolanie - widziałam jak Mike właśnie zaciska rękę w pięść - Kazałam mu ją zabrać, ale nie słuchał. Wtedy okazało się, że na domiar złego na imprezie jest też Paul i Alice, którzy przyszli, żeby mnie upokorzyć. Paul powiedział moje tajemnice, to że byłam u psychologa … - głos zaczął mi się łamać, ale byłam twarda - Spoliczkowałam Go .. On mi oddał.
- Co!?
- Tak .. oddał mi i oblał mnie drinkiem, nie wytrzymałam .. wybiegłam. Za mną jechali jacyś chłopacy naśmiewając się z tego jak On nazwał mnie „zużytym towarem”. Weszłam do domu i nie mogłam sobie poradzić …więc wzięłam „garść” tabletek uspokajających i o tak znalazłam się tu –łza mimowolnie popłynęła po mojej twarzy. Mike wstał i wytarł ją. Zobaczyłam, że mi się przygląda.
- Co on Ci zrobił? - spojrzałam na niego.
- Gdzie?
- Masz siniaka na policzku.
- Pokaz mi lusterko - podał mi je. Spojrzałam i rzeczywiście, miałam siną szramę.
- Co za bydle … zapłaci mi za to! - krzyknął aż się przestraszyłam.
- Mike nie warto … narobisz sobie tylko kłopotów.
- Nie interesują mnie kłopoty, tylko to co masz na twarzy.
Do Sali weszła pielęgniarką.
- Panie Jackson, musi Pan wyjść .. naprawdę będę miała kłopoty zaraz.
- Niech Pani pozwoli mu zostać .. proszę jeszcze chwilkę - powiedziałam błagalnym głosem.
- Nie mogę.
- Niech Pani zawoła lekarza.
- Ale?!
- Teraz .. chce z nim porozmawiać.
- Dobrze już Go wołam.
Po 15 minutach wszedł lekarz.
- Pani Swen wołała mnie Pani?
- Tak .. chciałabym, żeby ten Pan mógł zostać dziś w mojej sali.
- No procedury – spojrzał na Michaela - O Jacie! Przecież to Michael Jackson!
- We własnej osobie - odpowiedział Mike.
- To jak będzie mógł zostać?
- Tak .. oczywiście! Jeżeli da mi Pan autograf dla żony i córki, uwielbiają Pana - spojrzał na mnie jak zareagowałam, ale byłam obojętna.
Michael podpisał karteczki, a lekarz wyszedł. Całą noc rozmawialiśmy. Nad ranem zasnęłam. Punkt dziewiąta usłyszałam jak moi rodzice wchodzą do sali.
- Dzień dobry córeczko.
- Dzień dobry.
- A któż to taki? - tata wskazał palcem na śpiącego, skulonego w kącie Michaela.
- To mój dobry przyjaciel.
- To Michale Jackson! - piszczała mama.
- Cicho bądź kobieto! A co On tu robi?
- Przyjechał mnie odwiedzić.
- A On nie powinien być teraz w trasie koncertowej w innym stanie?
- Tak mamo i był do wczoraj jak się dowiedział, że jestem w szpitalu to od razu przyjechał.
- No no .. - pokiwała głową.
Mike obudził się i rozmawiał z rodzicami póki nie wyszli. Strasznie przypadł im do gustu. Tata pewnie i tak miał o nim swoje zdanie, a mama była w niebo wzięta. Gdy wychodziła puściła mi oczko i powiedziała „Zostawiam Cię pod dobra opieką”. Cała Ona. Zeswatałaby mnie z nim od razu i zaplanowała nam życie. Nie winiłam jej za to. W końcu chciała jak najlepiej. Rozumiałam to.
Wyszli, a my zostaliśmy sami. Patrzyłam na niego, był jakiś nerwowy.
- Dawno znacie się z tym Paulem?
- Od podstawówki.
- Aha, czyli razem chodziliście do szkoły, tak?
- No jasne .. przecież mieszka dwie przecznice dalej od mojego domu.
- A ładny? Ładniejszy ode mnie? - śmiesznie się wyprężył
- Nie, nie ładniejszy, nie dorasta Ci do pięt – zaczęłam się śmiać - Też brunet, ale niebiesko oki.
- Aha to dobrze jak brzydki – poruszył śmiesznie brwiami.
- Podaj mój portfel co leży na szafce - podał mi Go, a ja wyciągałam z niego zdjęcie Paula i podałam mu – Wyrzuć.
- To On, tak?
- Tak .. to On. Głupia byłam, że trzymałam to w portfelu – przyjrzał się zdjęciu i wyrzucił do kosza.
- Teraz już zniknął z twojego życia na dobre! - przytaknęłam.
Z PERSPEKTYWY MICHAELA:
Powiedziałam jej, że wychodzę na chwilkę po coś do jedzenia, ale wcale tak nie było. Widziałem jego zdjęcie. Wiem gdzie mieszka, kilka metrów dalej od jej domu. Hm znajdę Go. Zapewne będzie gdzieś się włóczył w tej okolicy.
Wsiadłem do samochodu. Nie jechałem długo. Znalazłem jej dom, więc teraz kierowałem się dalej ulicą. A co to? Bar. Może tam Go znajdę. Powinienem się przebrać? Nie .. jest noc, a zresztą mam gdzieś, czy mnie rozpoznają, czy nie. Zaparkowałem na podjeździe i wszedłem do środka.
Jak mogłem pomyśleć, że mnie ktoś rozpozna w tym tłumie i huku? Zerkałem po twarzach, ale nie zauważyłem faceta ze zdjęcia. Wyszedłem. Postanowiłem jechać dalej nie odpuszczę. Poboczem szła jakaś dziewczyna, a za nią szedł chłopak. Z tyłu Go nie poznałem, ale przejechałem dalej. Tak to był On! Postanowiłem kierować się za nimi. Dziewczyna weszła do baru, a On został, palił papierosa. Energicznie wysiadłem i podszedłem do niego.
- Część, damski bokserze! – krzyknąłem bez namysłu. Odwrócił się. Teraz już byłem pewien.
- Czego chcesz?
- Tego – z całej siły uderzyłem Go pięścią w twarz, przewrócił się – Wiesz za co?!
- Nie! - wstał i ruszył z rękami do mnie. Więc dostał drugi raz, ale tym razem kopa w samą piszczel.
- Jak nie wiesz za co, to ja Ci powiem. To za Dianę - nachyliłem się do niego i wyszeptałem - Jeszcze raz się dowiem, że coś jej zrobiłeś, a gorzko tego pożałujesz i powiem Ci jedno .. uważaj, nie muszę to być ja - popatrzył na mnie z pod byka i wstał. Odszedłem do samochodu.
Usiadłem, zapiąłem pasy i odjechałem. Moje nerwy jeszcze nie był do końca ukojone. Nie pozwolę, by ją ktoś krzywdził! Diana .. gdybyś wiedziała jak bardzo chciałbym twojego szczęścia…


sobota, 17 maja 2014

Michael i Diana cz.4

Witam !
No i mamy kolejną sobotę, jak miło ! Czas dodać nowego posta. Ostatnio , nie mam zbyt dużo czasu na pisanie ale na kolejną notkę znalazłam chwilkę . Miłego czytania !

Ps. Jeżeli nie przeczytałam któreś notki , przegapiłam, nie skomentowałam proszę dajcie mi znać a na pewno się poprawie. Wiecie praca...i moje słabe obeznanie jeszcze, daje o sobie znać :D 


Nazajutrz wcale nie czułam się ospale jak zawsze, wręcz przeciwnie, byłam wypoczęta! Tak właściwie od dawna nie czułam się tak dobrze. Żadnych koszmarów, żadnego budzenia się. Czyżbym wracała do zdrowia? Spojrzałam na zegarek …O matko co 14.00?!
Tak długo spałam? Nie miałam już ochoty leżeć po tym co wskazywał mój zegarek, więc postanowiłam zejść na dół.
Zwlokłam się po schodach. Na stole ciągle stał nasz popcorn i leżała latarka. Wspomnienia wróciły. O Mike zostawił film. Będę musiała mu Go oddać. Szukałam okazji, żeby się z nim spotkać i nawet ja przejrzałam swoje plany. Zapominając o śniadaniu, a właściwie obiedzie i wszelkich niedogodnościach, postanowiłam jak najszybciej iść do domu Państwa Jackson.
Wyszykowana jak zawsze, (i po co ja to głupia robiłam!) Po 15 minutach stałam już na progu moich sąsiadów.
- O Dianka! Jak miło, że przyszłaś – otworzyła drzwi Pani Jackson.
- Dzień Dobry – odwzajemniłam uśmiech.
- Wejdź .. nie stój tak w progu - wychylał głowę zza kobiety jeden z braci Michaela.
- O Tito! Hej.
- Przyszłaś do mnie? Wiedziałem! - uradował się.
- Nie to znaczy .. właściwie to tak eh .. jest Mike? – walnęłam prosto z mostu.
- Jest wchodź – zmarkotniał.
Mike stał na schodach i przyglądał się całemu zajściu. Jak zawsze musiał sobie stroić żarty. Jakby nie mógł podejść od razu.
- Hej!
- Część. Przyszłam, żeby oddać Ci film.
- Jaki film? - wtrącił Tito.
- Idź sobie!
- A właściwie skąd Ona ma Twój film? - spojrzał podejrzliwie na mnie.
- Bo Go wczoraj oglądaliśmy – wiedziałam, że palnęłam.
- Wczoraj oglądaliście film? A o czym był?
- O wilkołakach.
- A jak się skończył?
- Nie dokończyliśmy!
- Ciekawe dlaczego?
- Bo zgasło światło!
- Wiec to było w nocy?
- Tak.
- Mam Was! Wczoraj byłeś u niej na noc .. przyznaj się. Cwaniak z Ciebie. Nie chciałeś jechać do cioci Lucy, bo chciałeś się spotkać z Dianą. No ładnie .. jak się chłopacy dowiedzą .. – machnął teatralnie ręką.
- Czy Ty jesteś detektywem?
- Nie.
- To czemu wypytujesz się, co? Wczoraj oglądaliśmy tylko film, a właściwie po co ja Ci się tłumaczę? Jestem dorosły i nie gram już z Wami w zespole. Mogę robić co chce! Diana idziesz do mnie?
- Tylko winny się tłumaczy!
- Skończysz? – w końcu wtrąciłam się ja, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu na twarzy. Bawiła mnie ta sytuacja. Dobrze wiedziałam, że ich też.
Weszliśmy do pokoju Michaela. Zamknął szybko drzwi.
- Dobrze, że jesteś. Nudziłem się już bez Ciebie strasznie.
- No ja w sumie też - skłamałam, a co miałam powiedzieć? Że dopiero wstałam otworzyłam oczy i od razu przyleciałam do niego? O nie! Nie chcę zostać wyśmiana.
- Wiesz .. bo chciałem z Tobą porozmawiać. Za tydzień zaczynam trasę koncertową.
- Wiem.
- I wyjeżdżam na kilka chwil.
- Na ile? – zrobiłam minę jak kot któremu właśnie zabrali miskę mleka.
- Hm … no jak by Ci to powiedzieć. Będę tęsknił za moją przyjaciółką.
- Ja też – oczy mi się zaszkliły. Co za okropna rzecz te łzy! Zawsze zdradzają moje uczucia, które zawsze staram się sprytnie ukryć. Wstałam, żeby nie zauważył. Co ja właśnie wyprawiam? Rozklejałam się na jego oczach! Jestem tępa i głupia. Ustałam przy oknie.
- Szkoda, że wyjeżdżam, co? - zapytał.
- Bardzo …. - odpowiedziałam, ale zaraz zaraz .. czy On się śmieje?!
- Z czego się cieszysz? – zapytałam poirytowana.
- Bo widzę, że będziesz musiała jakoś przecierpieć te 6h.
- Co?
- Ale mnie lubisz. Łezka Ci się w oczku kręci, że jadę do innego stanu.
- Co Ty wygadujesz? – odwróciłam się z groźną miną.
- No jadę do innego stanu wiesz … a Ty już aferę mi robisz. Przecież nie obiecywałem, że będę całe dnie w domu … hm .. chyba, żebyś mnie zamknęła – położył dłoń na brodzie i wzniósł teatralnie oczy ku górze.
- Ty oszuście! – rzuciłam w nerwach.
- Ja oszust? Trzeba było mnie słuchać – zwijał się ze śmiechu.
- O nie kolego .. tak nie będziemy się bawić – złapałam kurtkę w dłoń i już miałam wyjść, kiedy zastąpił mi drogę.
- Nie wyjdziesz!
- Bo co?
- Bo najpierw musiałabyś pokonać mnie!
- Oo ale się boję.
- I bardzo dobrze, że się boisz – zaczął mnie łaskotać.
- No nie .. Mike .. prze .. przestań .. popsujesz mi fryzurę! No weź się okiełznaj ..
Wyłam ze śmiechu. Po kilku chwilach mnie zostawił i usiadł na łóżku, a ja w fotelu. Nadal udając obrażoną, nie odzywałam się do niego.
- Wybaczysz mi?
- Nie.
- No chciałem zobaczyć tylko jaka będzie Twoja reakcja.
- Dam się nie oszukuje.
- Dam? A pfff…
- Przeginasz – spojrzałam na niego groźnie.
- No dobrze Damo Diano .. co będziemy robić?
- Nic Panie Jackson .. jestem na Pana dozgonnie obrażona i koniec kropka.
- Koniec i kropka powiadasz?  A mogę jakoś się zrewanżować za mój jakże straszny czyn wobec Damy?
- No nie wiem.
- A może to? - wziął jakieś kwiaty z komody i mi je wręczył
- O jakie piękne. Szkoda, że sztuczne, a tak w ogóle to wariat z Ciebie…
Zaczęliśmy się śmiać. Całe popołudnie spędziliśmy w ogrodzie, gawędząc o wczorajszym wieczorze i tym jak dziś zareagował Tito na wieść o tym, że Mike wczoraj mnie odwiedził. Oczywiście reszta dowiedziała się w mgnieniu oka o naszym seansie nocnym i byli bardzo dociekliwi, jakbyśmy mieli co im opowiadać. Zostałam zaproszona na kolacje, oczywiście nie obyło się bez zbędnych pytać. Nie muszę mówić kto zaczął.
- To opowiedzcie nam o tym filmie
- Dobrze Go znasz – wycedził przez zęby, skrępowany Mike.
- Ale chciałbym posłuchać od tego momentu jak zgasło światło - upierał się Jeremi.
- Nic się nie działo!
- No nie bądźcie tacy, a właściwie czemu Diana ma związane włosy? Michael zepsułeś jej fryzurę?
- Tak zepsuł mi fryzurę jak mnie łaskotał – zadowolony?
- Nie do końca .. czuję niedosyt.
- Dzieci dajcie im już spokój i jedzcie. Życzę smacznego wszystkim.
Wieczorem wyszłam od moich sąsiadów. Miałam już iść odpocząć, ale Michael stwierdził, że musi jeszcze do mnie wpaść na chwilkę, bo chce mi tym razem naprawdę powiedzieć o czymś, ale na osobności. Wróciłam do domu, a On przyszedł po 10 minutach za mną. Ciekawe co tym razem wymyślił.
- Proszę to dla Ciebie – podał mi białą kopertę.
- Łapówkę nie przyjmuje – uśmiechnęłam się i otworzyłam. Wyjęłam małą karteczkę z papieru, na której pisało „Zaproszenie VIP’’. Odwróciłam na drugą stronę. „Koncert solowy Michaela Jacksona miejsce 4 rząd 1 …… liczba miejsc ograniczona!‘’ nie mogłam uwierzyć w to co czytam.
- Zapraszasz mnie na koncert?
- Tak, ale zaraz 3 to? Po jutrze!
- Tak.
- Dziękuję .. będę na pewno!
- Cieszę się. Miałem nadzieje na taką odpowiedz!
Wyszedł, a ja zostałam sama. Rozmyślałam nad takim obrotem sprawy, ale przecież nie byłam żadna wyjątkowa. Nie miałam być jedyna na tym koncercie. Każdy mógł zakupić sobie taką wejściówkę, ale z drugiej strony nie każdy otrzymuje ją od Michaela Jacksona! Najważniejsze było to, że nie mam w co się ubrać, dlatego postanowiłam! Jutro wyruszam na zakupy. Muszę jakoś wyglądać.
O 8.00 byłam już na nogach. Po pół godzinie przemierzałam już sklepy. Wszystkie jak leciało po kolei, ale nie mogłam naprawdę nic znaleźć, nic nie było. Wszystko wyglądało na mnie tandetnie. Byłam załamana. Jak ja jutro pójdę? W jeansach? Na miejsce Vip’a? Nie no oszaleje zaraz. Weszłam do sklepu, który od razu wydawała mi się elegancki.
- Dzień Dobry. W czym mogę służyć?
- Szukam czegoś eleganckiego, ale też wygodnego.
- Na jakąś specjalną okazję?
- Hm .. tak na koncert.
- Aha rozumiem – odpowiedział zaskoczony sprzedawca.
Znikł gdzieś między wieszakami i przyniósł mi czerwoną sukienkę.
- Yyy mam się w to ubrać?
- Tak jak na Panią spojrzałem zaraz wiedziałem, że ten model będzie na Pani idealnie wyglądał.
- A nie ma w kolorze hm … na przykład beżowym?
- Żaden beżowy .. ten będzie dobry.
Poszłam do przymierzalni. Ja w czerwonej sukience? No nie tego jeszcze nie grali. Gdy się ubrałam, zauważyłam, że sukienka naprawdę jest wygodna i nie wyglądam w niej aż tak bardzo źle. Trapił mnie jednak ten kolor. Sprzedawca przekonywał mnie, że wyglądam świetnie. Ta jasne. Dobrze wiem, że chciał, żebym ją tylko kupiła. W końcu uległam i postanowiłam zabrać moje czerwone „cudo’’ do domu. Z roztargnienia zapomniałam zabrać reszty. Właściciel był na tyle uczciwy, że wybiegł za mną i oddał mi należność. „Chyba jest Pani zakochana” skomentował całe zajście.
Po powrocie do domu, patrzyłam w okno Michaela, ale było ciemno. Zapewne był na próbie. Nie zastanawiając się wielce, zmęczona wzięłam prysznic i zasnęłam.
Nadszedł dzień koncertu. Przygotowania zaczęłam od rana, bo i na co miałam czekać. Przecież musiałam mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Przyszedł mi do głowy pomysł na założenie także czerwonych szpilek. Mam nadzieje, że nie wezmą mnie za jakąś szaloną co ubiera się jak pretty woman, ale tak się w sumie czułam. Makijaż, dobór odpowiednich dodatków i ułożenie moich niesfornych włosów, zajęło mi mnóstwo czasu.
Gotowa powiedziałam z uśmiechem na ustach i spojrzałam w lustro. Pierwszy raz w życiu powiedziałam sama do siebie „Diana wyglądasz cudnie” Nie akceptowałam siebie, a dziś było mi obojętne. Wiedziałam, że wyglądam świetnie i nikt nie może mi popsuć tego dnia. Ciekawe jak tam Mike. Mam nadzieje, że jakoś sobie radzi bez braci.
O 16.00 siedziałam już w taksówce, której kierowca chciał mi wmówić, że idę na randkę. Jak powiedziałam, że nie, to chciał się ze mną umówić. O Jezus. Jak ja nie lubiłam natrętów! Jesteśmy na miejscu - powiedział dumnie jakby dokonał ósmego cudu świata.
- Ilę płacę?
- 20$. Jeżeli się Pani ze mną umówi to nic.
- Proszę i reszty nie trzeba - trzasnęłam drzwiami.
Ulokowałam się wygodnie na swoim miejscu. Byłam dumna z niego. Naprawdę sfera VIP wywoływała u mnie wielkie emocje, ale jak zobaczyłam jak przyszli ludzie ubrani, którzy siadali koło mnie, czułam się jak ostatnia idiotka! Kobiety ubrane zwyczajnie. Mężczyźni w koszulkach na krótki rękaw, więc tylko ja zrobiłam z siebie nie wiadomo kogo! Chciałam zapaść się pod ziemie. Z rozmyślań wyrwały mnie pierwsze dźwięki muzyki. Wszyscy świetnie się bawili. Machali, klaskali, śpiewali. Oj jaka cudowna atmosfera! Kołysałam się razem z tłumem, a Mike dawał z siebie wszystko. Nagle po skończonej piosence ustał na scenie i już nie tańcząc, ale dalej śpiewając, zaczął się rozglądać po publiczności. Nagle podbiegł do mnie ochroniarz i chwycił mnie w tali. Przestraszyłam się nie na żarty. Przecież nic nie zrobiłam - Puszczaj mnie – wrzeszczałam, ale co On ze mną wyprawia? Boże! Postawił mnie na chodach za barierkami przy samej scenie, po czym chwycił moją dłoń i wbiegł ze mną na scenę. Stałam jak wryta. Wszystkie światła błysnęły, a ja dalej stałam. Michael podszedł do mnie, wziął moja rękę i zaczął ze mną tańczyć. Tłum zaczął krzyczeć i gwizdać, a On przytulił mnie mocno do siebie. Nie wiem ile tak staliśmy, ale podszedł ochroniarz i sprowadził mnie ze sceny. Do końca koncertu stałam oszołomiona i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. 

wtorek, 6 maja 2014

Michael i Diana cz.3

Witam !
  Dziś dodaję kolejną notkę, przepraszam że musieliście tak długo czekać ale pracuję i przez ostatni tydzień nie miałam czasu się za to zabrać . Chciałam wam jeszcze powiedzieć ze teraz będę dodawała notki co tydzień w soboty. Nie wiem jeszcze w jakich godzinach ale będą na pewno dalej dodawane :)Miłego czytania !
*******************************************************************************


Weszłam szybko do domu. Nie wiedziałam za co się zabrać. Sprzątać, czy szykować jedzenie. Zajrzałam do szafki pierwszej lepszej. Oczywiście zapełniona. Jak nigdy chciałam teraz podziękować mamie, że pamiętała o zakupach. Wyciągnęłam paluszki, chipsy i oczywiście popcorn. Do filmu musi być! Porozstawiałam wszystko i usiadłam. Tak jest ok. Mówiłam sama do siebie, patrząc nerwowo na zegarek. Dochodziła 20.00. Czemu tak się stresowałam? Przecież miał mnie tylko odwiedzić sąsiad .Właśnie jak ja wyglądam. Szybko do łazienki. Trzeba zrobić inny makijaż. Minęło 15 min. Był już gotowy. Jeszcze włosy, niech będą rozpuszczone? Nie może lepiej związane .. eh .. sama nie wiem .. dobra zostają rozpuszczone. Nie ułożę ich na szybko, nie ma szans. Teraz coś do ubrania. Nie wiem może sukienka? Diana zwariowałaś! Przysiadłam na łóżku. Co ja robię na litość boską? On przychodzi, żeby patrzyć na film, a nie na mnie. Założyłam spodnie i luźną bluzkę. Dopiero teraz przyszedł mi rozum do głowy, żeby się opanować, ale nie na długo. Za 10 min 21.00. Nerwowo dreptałam po salonie. Otworzyły się drzwi. Tak to był On.
- Przyjmie Pani zbłąkanego wędrowca?! - zdążył powiedzieć nim wyszłam z salonu.
- Jasne mieszkam sama!
- Brzmi … interesują .. - nie dokończył. Spojrzał na mnie i patrzył tak przez dłuższa chwilę.
- Coś się stało? Jestem brudna? - zaczęłam wycierać twarz.
- Nie … to co oglądamy?! - przerwał milczenie.
- No oczywiście, że horror!
- Jesteś tego pewna?
- Tak.
- Możesz jeszcze zmienić zdanie - uśmiechnął się.
- Myślisz, że się boję?
- No dobra .. jak jesteś taka odważna, to wybieram „Zły Wpływ Księżyca’’
- Czyli wilkołaki.
- Jasne bardzo lubię tę tematykę. Mam z nią związane pewne plany, wiesz?
- Tak?!
- Chciałbym, żeby mój pierwszy teledysk wiązał się właśnie z nimi. Będzie straszny!
- Ty już mnie nie zagaduj tam! Boisz się włączyć.
- Chyba żartujesz!
Włączył. Wziął popcorn w dłonie i poleciały pierwsze napisy. W ogóle nie mogłam się skupić. Chyba czas na psychologa. Pierwsza scena, przystojny fotograf zabiera swoją kobietę na egzotyczna wycieczkę. Wcale nie dało się poznać co czeka ich w Neapolu. Potem zaczynało się coraz gorzej i gorzej. Bestia szalała na ekranie, a ja siedziałam jak zahipnotyzowana. Kiedy nagle bum! Telewizor wyłączył się.
- Michael?
- Co?
- Nie ma prądu?!
- Nie wiem może nie ma, a może ktoś daje nam znak o sobie? - na te słowa serce zaczynało bić mi coraz mocniej. Czułam jak ciśnienie pod wpływem strachu zaczyna się podnosić.
- Chyba żartujesz! - chciałam nadal udawać twardzielke, ale głos łamał się we wszystkie strony.
- Spokojnie masz jakąś latarkę, czy coś?
- Tak mam. Jest w dolnej półce w kuchni.
- Tak na pewno ją znajdę! - zaczął się śmiać i powędrował do kuchni.
Nie było Go dłuższą chwile. Dźwięk otwieranych szufladek ucichł. Była tylko cisza – Michael – zawołałam, ale nie odpowiadał – Jesteś? - podjęłam kolejną próbę, ale cisza.
Wstałam „Raz kozie śmierć!” pomyślałam – a może coś mu się stało?
Podążałam do kuchni kiedy zobaczyłam łunę światła, a w niej przerażającą twarz, która robiła straszną minie. Bez orientu wpadłam w panikę - Mike! Gdzie jesteś?! Mike! - wrzeszczałam jak opętana. Złapał mnie za rękę i nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Haha ale Cię nabrałem. Bohaterka! Taka odważna, a przestraszyła się własnego sąsiada! Nie mogę w to uwierzyć.
- Jesteś okropny - powiedziałam prawie szeptem.
- Przestraszyłem Cię? – spoważniał.
- Nie!
- Kłamczuszek z Ciebie.
- No dobra. Tak przestraszyłeś mnie. Zadowolony Panie Jackson?
- Przeszliśmy na Pan i Pani Diano?
- Tak.
- Hm…Diana? Diana? Coś jest w tym imieniu - zamyślił się
Podeszłam i cyk! Włączyłam światło.
- Czarodziejka .. - pokręcił głową.
- Nie czarodziejka …
- Tylko Czarownica.
- Osz Ty, ale dostaniesz za chwilę naprawdę .. no nie mogę z Tobą! - zamachnęłam się poduszką z całej siły - A masz za czarownice, za straszenie mnie, za śmianie się z mojego bohaterstwa.
Tłukliśmy się poduszkami dobre 10 minut. Zaczęłam uciekać, a ten gonił mnie przez cały dom. Wpadłam na piętro, a On za mną. Nie dogonisz mnie wykrzykiwałam. Myliłam się, wyprzedził mnie, stanął na mojej drodze, a ja z całym pędem wpadłam na niego. Stracił równowagę zresztą ja też. Po chwili otworzyłam oczy. Leżeliśmy na podłodze. Patrzyłam w jego oczy. A On w moje. Nie wiem ile to trwało, ale szybko się ocknęłam. Poderwałam się na równe nogi.
- To ja ten tego przepraszam - nie chciałam tłumaczyłam, ale sama nie wiedziałam jak.
- Nic się nie stało.
- Może pójdę zrobić herbatę.
- Ok - odpowiedział oszołomionym głosem.
Siedzieliśmy jeszcze ładnych parę godzin. Opowiadając sobie wszystko o życiu moim i jego. Trafiliśmy na ciężki moment czemu się tu przeprowadziłam i dlaczego wyjechałam z domu skoro jestem jedyną i ukochaną córcią rodziców.
- Widzisz .. to była ciężka sytuacja. Miałam kiedyś faceta .. naprawdę bardzo Go kochałam, ale wiesz …. - opuściłam głowę.
- Jeżeli nie chcesz to nie mów.
- Nie .. chcę to wreszcie z siebie wyrzucić. Pozwól, że to zrobię, bo nie mogę już wytrzymać. Przepraszam, że Cie zanudzam.
- Proszę mów .. chętnie wysłucham, pomogę.
- Wiec On odszedł z moją przyjaciółką z lat dzieciństwa. Straciłam ich oboje. Załamałam się i 3 miesiące siedziałam w domu nie wychodząc wcale … odechciało mi się żyć. Jedyne na co miałam ochotę to spać i płakać . Tata postanowił, że wyjadę i o tak tu jestem.
- Oni obydwoje byli siebie warci. Nie przejmuj się i nie mówię tego, żeby Ci było lepiej, ale prawdę .. zobacz .. gdyby naprawdę któreś z nich szanowało lub kochało Ciebie nie odeszli by na pewno razem, bo twoje uczucia były by ważne.
- A może połączyła ich miłość? - łza spłynęła mi po policzku, a On bez zastawienia ją wytarł!
- No nie płacz już.
- A jak zostanę starą panną! - nie wiem czemu, ale rozśmieszyło mnie to .. zresztą jego też.
- Diana zobacz jest już 7.00 rano!
- O jej naprawdę siedzieliśmy aż tyle?
- Na to wygląda.
- Pewnie zaraz przyjedzie twoja rodzina.
- Będą na 9.00 dopiero, więc spokojnie, ale pójdę już, żebyś poszła spać. Ja też się zdrzemnę nim nie wróci cała banda.
- No dobrze - odprowadziłam Go do drzwi.
- To do jutra .. to znaczy do dziś!
- Cześć – wyszedł
    Jeszcze długo leżałam w łóżku zastanawiając się nad tym co się wydarzyło. Chciałam tego czy nie? Przywiązywałam się do Michaela jako przyjaciela. Przynajmniej jeszcze wtedy tak mi się wydawało.