piątek, 6 marca 2015

Michael i Diana cz.19

Witam !
Przepraszam za moją nie obecność niestety wystąpiły pewne problemy techniczne ale już sie poprawiam i dodaję kolejną notkę! Mam nadziej że się nie gniewacie. Miłego czytania ! 
*******************************************************************************
Dzisiejszej nocy miałam straszne bóle brzucha. Nie wiedziałam co się dzieje. Słusznie z Michaelem podjęliśmy decyzje o wizycie u lekarza. Jeszcze w nocy odwiedziłam prywatnego ginekologa. Nie na darmo. Okazało się, że maleństwo pod wpływem stresu, mogło zbyt wcześnie się urodzić, czego oczywiście by nie przeżyło! Przecież to dopiero 3 miesiąc. Michael jechał wściekły. Ciągle powtarzał co by było, gdyby. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Na domiar złego, jak dla mnie, pojawiła się kolejna zła wiadomość. Michael musi dać koncert, który rozpoczyna kolejną trasę koncertową w przeciwnym razie wszystko zostanie odwołane i fani stracą pieniądze za bilety, na co Mike na pewno nigdy, by się nie zgodził. Wiedziałam, że zostanę sama, ale czy ja aby sobie z tym wszystkim poradzę? Nie ubłagalnie zbliżał się dzień kiedy miał wyjechać i wrócić dopiero w następnym tygodniu. To dość krotko, ale nie dla kobiety w ciąży "zaszczuwanej" przez swojego przyszłego teścia i stało się.
- Masz już wszystko?
- Tak.
- No wiec pewnie będziesz już wychodził?
- Tak .. no nie mów takim głosem ..
- Że jakim?
- Jakby opuszczał Cie specjalnie i to nie na tydzień, a na całą wieczność. Serce mi się kraje jak masz taką minę.
- Przepraszam.
- Diana, wiem, że jest Ci ciężko, ale wybacz … fani czekają. Wiesz, że nie mogę ich zawieść.
- No wiem wiem ..
- Tylko będę tęsknic. Mi też nie jest łatwo, ale to moja praca … moja pasja, kocham to i .. i .. braknie mi słów, żeby to opisać.
- Idź już. Zobacz przyjechał Brenden.
- No widzę. Poczeka jeszcze chwilkę, ale powiedz mi obiecaj, że będziesz o siebie dbać?
- Dobrze.
- Mam nadzieje, że na następnej wizycie dowiemy się jakiej płci będzie nasze maleństwo.
- No sądzę, że tak.
- Ok uciekam, pa! Kocham Cie - podbiegł do mnie i pocałował namiętnie w usta. Myślałam, że się rozpłynę. Jak otworzyłam oczy, już Go nie było.
Eh … kolejne dni bez niego. Wiem, że nie powinnam tak o nim myśleć. W końcu wiedziałam na co się pisze, ale było mi coraz gorzej, to znosić, ale musiałam dla niego. W końcu był moją jedyną miłością, przyszłym mężem i ojcem mojego dziecka. Instynktownie wzięłam się za brzuch. Moje maleństwo, pomyślałam. Ledwo Michael wziął nogi za próg, a prosto do salonu wpadła Janet, nie pukając nawet.
- Hej! Diana gdzie jesteś? Halo!
- Tu jestem. Co się stało na miłość boską, dziewczyno? Dostałabym zawału.
- Siadaj. Słuchaj .. muszę Ci coś koniecznie pokazać, ale mówię Ci siadaj, bo padniesz z wrażenia.
- No siadam. Pokazuj co tam masz.
- Skorzystałam z okazji, że nie ma Michaela i postanowiłam pokazać Ci suknie jaką wybrałyśmy dla Ciebie z La Toya. Zobacz .. powiedz, że śliczna - wyciągnęła zdjęcie.
- Rzeczywiście jest śliczna, piękna, te falbany, jakie bogate zdobienia, ale cena jest z kosmosu. Nie Janet, nie dam rady, nie stać mnie na to, żeby ją kupić, nie nie da rady. Rodzice się nie zgodzą.
- Chyba żartujesz. Musisz ją mieć. Będzie wyglądała ślicznie na tobie. Jest szyta jak na Ciebie. No zgódź się.
- No przecież Ci mówię, że chętnie, bo bardzo mi się podoba. Jest prześliczna, ale nie mam na nią pieniędzy.
- A może poproszę ..
- Nie kończ nawet … no co Ty. Nie mogę prosić pana młodego o to, żeby kupował mi suknie. Wykluczone.
- Hmm .... to może my z La Toya kupimy Ci ją na prezent ślubny, co?
- Doceniam Wasz gest, ale to i tak za drogo.
- Dobra darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Dostaniesz ją od nas i koniec gadki.
- No dobrze. Niech Ci będzie, ale jakby co, ja nalegałam.
- Dobra, dobra.
Janet posiedziała jeszcze chwile i poszła uradowana tym, że jutro z La Toya będą miały co zamawiać w salonie i że może znajdą jeszcze ładniejsza itp itd. Strasznie przejęły się tym ślubem. Nie wiem czemu, ale były uradowane, że chociaż suknie będą wybierały One. Ah te moje druhny, pomyślałam. Wyjątkowo zmęczona, poszłam spać.
Kolejne dwa dni starałam się nie przemęczać, tak jak lekarz kazała, stosowałam się do wszystkiego, owoce, warzywa, nabiał. Nawet dania z ustalonej diety zaczęły mi smakować. Dziś znów miałam nieoczekiwaną wizytę, ale tym razem przed moim drzwiami pojawił się Joseph z jakimś facetem. Bałam się otworzyć, ale stali już tak długo, że wiedziałam, że nie odejdą i jak na swoje zło, głupia otworzyłam.
- Witaj kochana synowo!
- Czego Ty już chcesz. Na litość Boską, człowieku. Przez Ciebie omal nie straciliśmy maleństwa. Jeżeli przyszedłeś mnie denerwować to wyjdź.
- Nie, nie kochana. Ja dziś pokojowo przyszedłem do Ciebie z panem notariuszem.
- Dzień dobry. Adam Mays.
- Dzień dobry.
- Wpuścisz nas?
- Dobrze, wchodzicie.
Weszli i od razu Joseph zaprosił do salonu, oczywiście jakby był u siebie.
- A wiec o co chodzi?
- Chciałbym, żebyś podpisała parę dokumentów.
- A czego One dotyczą?
- Rozdzielności majątkowej, na wypadek Twojego ślubu z Michaelem.
- Myślisz, że zależy mi na pieniądzach?
- Nie .... posłuchaj .. pan notariusz ..
- To Ty posłuchaj. Dawajcie te papiery, podpisze je i będzie święty spokój. Nie chce żadnych pieniędzy. Szczerze to możesz się nimi wypchać.
Nie odpowiedział. Chyba bał się, że powiem coś więcej i jego wizerunek jako wielkiego pana, legnie w gruzach. Podpisałam wszystko, wcześniej przeczytając co mi podsuwają. Zgodziłam się na wszystko. Miałam nadzieje, że wtedy da mi spokój. Nie wiedziałam jak zareaguje na to Michael, ale chciałam, żeby dał nam już święty spokój, wiec po myśli Josepha, zrzekłam się całego majątku, na rzecz ich rodziny. Sądził, że to mnie odstraszy, że chce tylko pieniędzy? Że jestem jakąś przekupna czy co, ale tam nie ma co tego rozpamiętywać.
Michael po kilku dniach wreszcie wrócił, ale nie powiedziałam mu o niczym. Na początku nie miałam odwagi, zresztą wrócił bardzo zmęczony. Nie miałam sumienia dołować Go jeszcze tym co wydarzyło się pod jego nie obecność. A rano kolejnego dnia myśleliśmy tylko o tym, że odwiedzimy dziś lekarza i znów zobaczymy Nasze maleństwo. Na pewno będzie już większe i być może dowiemy się jaka to płeć, na co Michael bardzo czekał, zresztą ja też.
Dotarliśmy do lekarza, który już na nas czekał.
- O witam, czekałem na państwa. Niech się pani rozbierze od pasa w górę i bierzemy się za badania - tak też zrobiłam.
- Już jestem gotowa.
- Proszę się położyć.
- Oczywiście.
- A pan niech obserwuje - wziął sprzęt i rozpoczął USG.
- I co pan widzi? - dopytywał podekscytowany Michael.
- Widzę, widzę ..
- Może pan określić jaka to płeć?
- Oczywiście w jakimś stopniu już to widać, ale jeszcze nie do końca. Na 100% będzie dopiero w 4 miesiącu, ale irytuje mnie jedna rzecz jeszcze, że nie wiem czemu, ale jak dla mnie jest co ciąża bliźniacza.
-Słucham?! - wykrzyknęłam.  

4 komentarze:

  1. Hahahah bliźniaki :D cudownie<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha! No to łdanie będą bliźniaki :) Czekam na kolejną notkę !
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Fanka Michaela

    OdpowiedzUsuń
  3. obiecuję że w tym tygodniu dodam przepraszam że tak się ociągam ale miałam trochę roboty ale pomysł jest notka się pisze :D Dziękuję za wasze komentarze nawet nie wiecie ile sprawiacie mi frajdy !!!!Kocham was ! Za to :*

    OdpowiedzUsuń