sobota, 14 lutego 2015

Michael i Diana cz.18

Witam ! 
Zapraszam na notkę! Miłego czytania i komentowania :D
*********************************************************************************
Od kilku dni nie robię kompletnie nic tylko leżę i tyję i tyję. Michael nie pozwala mi na żadne prace fizyczne z wyjątkiem siadania mu na kolanach. Co za facet! Dzwoni po kilka razy dziennie ze studia, pytając jak się czuje i co bym zjadła, a ja zawsze ulegam pokusie, bo zawsze mam na coś ochotę. Lody, ciastka, waniliowy budyń! O tak! Jadłabym tylko same słodycze, w efekcie jestem już rozmiar większa! Na co Michael skacze z radości, bo przecież On nie rozumie, że ja tyje! Tylko, że maleństwo rośnie! Mama odwiedza nas co dwa dni, jak nigdy i zmawia tysiące modlitw, żeby to się zdrowe urodziło, i żeby mi nic nie było. Dziś też miała wpaść. Czekałam na nią, bo Michael pracował, a ja umierałam z nudów do wieczora nim wróci. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Podskoczyłam. Myślałam, że to Ona. Jednak, gdy ociągałam się z otworzeniem drzwi, ktoś energicznie uderzył w nie. Wiedziałam, że to nie może być mama, nie robi tak nigdy. Nie czekając zbyt długo, otworzyłam. Przede mną stanął mój koszmar, Joseph.
- Czego chcesz? - zapytałam ostro.
- Jak to czego? Przyszedłem odwiedzić przyszłą synową - odpowiedział sarkastycznie.
- Nie chce Cię widzieć. Zaraz wróci Michael. Idź sobie.
- Nie wróci tak szybko. Jest na nagraniach. Mamy chwile czasu - jednym gestem odepchnął mnie i wszedł bez pozwolenia.
- Prosiłam po dobroci. Wyjdź, bo wezwę policje.
- Poczekaj .. chce z Tobą porozmawiać - odpowiedział już trochę łagodniej.
- Słucham, ale szybko. Nie mam czasu.
- Posłuchaj .. mam dla Ciebie propozycję, a więc .. musisz się pozbyć tego - wskazał na mój brzuch.
- Chyba żartujesz!
- Nie .. posłuchaj .. Michael właśnie zaczął nie dawno solową karierę. Musi się rozwijać, a jak ma to robić skoro za dziewięć miesięcy będzie musiał niańczyć dzieciaka, hmm? Sądzisz, że ktoś taki z takim talentem, powinien tak marnować sobie życie? Przez jeden głupi wyskok?
- Jesteś bezczelny. Przychodzisz do mojego domu i mówisz o dziecku swojego syna "jeden głupi wyskok". Zastanów się co Ty opowiadasz!
- Nie wiem, czy jesteś tak tępa, czy nie rozumiesz! Zniszczysz mu życie rodząc. Myślisz, że jakaś znana gwiazda zainteresuje się nim wiedząc, że ma dziecko? Miał predyspozycje na wiele znanych aktorek i piosenkarek! Nie marnuj Go. Jeżeli jego kariera się skończy, to będzie Twoja wina! Dlatego masz .. proszę - podał mi białą kopertę.
- Nic od Ciebie nie chce! Zabieraj się stąd!
- Taka ładna, a taka nie mądra. Masz no mówię. To są 3 tyś!
- Do czego mi to?
- Masz i idź zrób ze swoim brzuchem porządek. Pozbądź się tego dziecka raz na zawsze! Znajdziesz sobie kogoś innego, a Michael pogodzi się z faktem, że odeszłaś. Obiecuje, że dopłacę Ci po wszystkim, to co?
- Ty podły … ! Posłuchaj! Michael nie jest maszynką do robienia pieniędzy, którą możesz ode mnie odkupić! I jeszcze jedno. Nie zabije swoje dziecka. Wyjdź!
- Jeszcze tego pożałujesz, zobaczysz! Przysięgam Ci to. Popamiętasz mnie!
- Grozisz mi?! Nie. Tego już za wiele. Dzwonię - złapałam w rękę moją komórkę, ale na szczęście już wyszedł.
Położyłam się na kanapie w salonie. Z nerwów kręciło mi się w głowie. Ciągle miałam jego słowa w głowie "popamiętasz mnie", "zniszczysz mu karierę". Aż łza sama zakręciła mi się w oku. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Kiedy się obudziłam, mama już spacerowała po kuchni.
- O cześć! Czemu mnie nie obudziłaś?
- Tak słodko spałaś, ale zaraz .. czy Ty płakałaś? Masz takie podsiniałe oczy.
- Nie mam .. wydaje Ci się.
- Nic mi się nie wydaje, nie kłam, bo nie umiesz.
- Oj mamo .. był tu Joseph ..
- Co?! Czego On od Ciebie chce?
- Chciał, żebym dokonała aborcji.
- Słucham?
- Powiedział, że zniszczę Michaelowi karierę przez dziecko. To, że z nim jestem ...
- Nie .. tego za wiele. Dzwonie do Michaela.
- Mamo przestań!
- Dzwonie i koniec … niech raz skończy się z tym wrednym dziadem!
Nim coś zdarzyłam dodać, Ona już trzymała telefon przy uchu. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami, mimo tego, że prosiłam ją, żeby tego nie robiła i w kogo ja byłam taka uparta! Ona zareagowała impulsywnie, ale On chyba też. Przez słuchawkę słyszałam jak krzyczy. Oj nie będzie dobrze.
- No już załatwione. Michael o wszystkim wie. Zrobiłam to, bo wiem, że Ty byś to trzymała w tajemnicy.
- Mamo Ty też nie powinnaś mieszać się w nasze sprawy. Sama bym mu powiedziała.
- Nic byś nie powiedziała!
- Dobrze już - położyłam się z powrotem, w nadziei, że Michael zaraz wróci i mnie przytuli. Jednak na to musiałam jeszcze zaczekać. Mike nie wracał i nie wracał, zaczynałam się o niego martwić. Kiedy usłyszałam, że wszedł, miał plaster na czole i podbite oko.
- O Boże! Co Ci się stało?!
- Nic .. spadłem ze schodów - chciał poruszyć brwiami, ale mu to nie wyszło. Na jego twarzy pojawił się grymas, zamiast zawadiackiego uśmiechu.
- Michael ...
- Tak .. byłem u Josepha, tak.
- To On Ci to zrobił?
- Tak.
- Mogliśmy Go zignorować. Pogada, pogada i przestanie.
- Nie przestanie. Będzie drążył temat. Wybacz, ale nie pozwolę by ktoś tak traktował moją kobietę nigdy, rozumiesz? Nigdy.
- I dlatego musiałeś wdać się z nim w bójkę.
- Po prostu od słów do rękoczynów krótka droga. Posłuchaj mnie .. wiem, że to może być dla Ciebie męczące, ale chce, żebyś była od teraz zawsze ze mną. Kiedy ja nie będę mógł, niech pilnuje Cię Twoja mama. Ja wiem co On miał na myśli mówiąc, że nie zostawi tak tego, a jeżeli Tobie by coś się stało .. gdyby wam coś się stało .. nie wytrzymałbym tego, rozumiesz?
- Rozumiem ..
Dlatego … ja biorę na tydzień wolne … moja przyszła teściowo - uśmiechnął się do mamy - Mam od dziś wolne.
- Michael cieszę się, że jesteś taki dojrzały. Gdyby nie Ty Diana na pewno by sobie teraz nie poradziła.
- Mamo!
- No co? Mówię prawdę.
- Na odstresowanie wymyśliłem, że wyjdziemy na zakupy.
- W środku dnia?
- Tak, a czemu nie?
- A jak ktoś Cię rozpozna?
- Nikt mnie nie rozpozna. Mam na dziś specjalny plan. Brenden pójdzie z nami.
- Ok, ale ...
- Jeżeli chcesz odpocząć przełożymy to na inny dzień.
- Nie nie … ok .. idę po kurtkę.
Wyszliśmy. Brenden jak zawsze jak na komendę stał przy samochodzie i otwierał mi drzwi.
- O Diana! Jak ładnie wyglądasz!
- A co myślałeś, że będzie gorzej?
- Nie. Myślałem, że będziesz większa - Michael chrząknął na te słowa, co oznaczało "nie drażnij lwa".
Dojechaliśmy. Byliśmy w sklepie sami. Był On zamknięty dla przechodniów. Chociaż nie wiem kto tam wchodził, bo ceny były z kosmosu. Wszędzie były dziecięce ubranka. Czułam się jakbym weszła do bajkowego królestwa, w którym rządziły tylko małe dzieci. Jedna ściana była cała w ubrankach różowych, a druga w niebieskich. Michael szedł dumny, trzymając mnie za rękę. Zza wieszaka wysunęła się pani ekspedientka z uśmiechem na ustach.
- Witam!
- Dzień Dobry. Tak jak mówiłem, jesteśmy dziś z narzeczoną. Musi nam pani doradzić co powinniśmy mieć niezbędnego w pierwszych dniach dla takiego maleństwa.
Pani zaczęła mówić i mówić i opowiadać, pokazywać mi różne przedmioty, a ja stałam i przyglądałam się temu wszystkiemu. Byłam w szoku, że takie "cuda" do opieki dla maleństwa w ogóle istnieją. Przecież ja kompletnie się na tym nie znałam. Poprosiłam o jakąś książkę, która pozwoliłaby mi to wszystko "ogarnąć" bo póki co, zaczyna się dopiero drugi miesiąc, wiec jeszcze nie znam płci dziecka, ale wiem jedno, bez pomocy naukowych i mojej mamy mądrości sobie nie poradzę. Michael stwierdził, że zostawi nas same, bo On ma do załatwienia jeszcze jedną sprawę, wiec załatwi ją przy okazji, a my kobiety przecież mamy swoje tematy. Razem z naprawdę miłą sklepikarką, wybrałyśmy podręcznik dla mnie i Mike zdążył wrócić. Trochę nam zeszło.
- No widzę, że dobrze się chcesz przygotować do roli mamy. Masz nawet książkę - uśmiechnął się.
- No tak. Chcę wiedzieć jak najwięcej, żeby nie zrobić maleństwu krzywdy.
- No dobrze .. cieszę się.
- Ale, gdzie my jedziemy? - wyjrzałam przez okno.
- Jeszcze w jedno miejsce, ale nie martw się, nie daleko.
- Dobrze .. no skoro tak mówisz, to Ci wierze.
Kiedy wyjrzałam po raz drugi przez okno, zobaczyłam, że dojechaliśmy na plaże, gdzie kiedyś lubiliśmy razem spędzać czas.
- Chodź!
Michael złapał mnie za rękę i prowadził nad tę samą plażę, gdzie zostało wykonane moje ulubione zdjęcie, jeszcze za czasów "kolega – koleżanka".
- Kochanie?
- Słucham?
- Pewnie się domyślasz po co tu przyszliśmy?
- Nie ...
- Tak … - klęknął na kolano.
- Michael .. - czułam, że samoistnie łzy napływają mi do oczu.
- Diano .. czy zostaniesz moją żoną? - wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko w kształcie serca, otworzył je.
- Tak! Kocham Cię! - wzięłam Go za rękę, skłaniając, żeby wstał, a On sprytnie wsunął mi na palec pierścionek.
- Chce, żeby wszystko odbyło się oficjalnie. Na przekór wszystkim, na przekór ludziom całemu światu!
- Brak mi słów ...
- Ma być ślub, a ja Cię o rękę nie poprosiłem, to nie w moim stylu dlatego … - nie dokończył. Pocałowałam Go. To była moja odpowiedz na wszystko.
Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie na plaży, które stanie się moim kolejnym ulubionym w albumie. Ono jeszcze tego nie oddaje, ale pierwszy raz byliśmy tam już we trójkę.  

2 komentarze:

  1. Boże ale cudnie ! Prawie się popłakałam :) A jeśli chodzi o Josepha to świnia ! Jak można kobiecie kazać dokonać aborcji ! Czekam na kolejną notkę :) Pozdrawiam Fanka Michaela :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ochotę zabić Josepha... A i boję, że on znajdzie sposób by została ona sama :(

    OdpowiedzUsuń