poniedziałek, 2 czerwca 2014

Michael i Diana cz.6

Witam !
Na sam początek chciałabym was  bardzo przeprosić za to że nie wstawiłam  notki ale w sobotę byłam w pracy na 24h a po za tym mam teraz zapalenie oskrzeli mam nadzieje że wybaczycie :D Zapraszam na notkę! Miłego czytania!
 ***********************************************************************************
 

Leżałam zamyślona. Czułam jakiś wewnętrzny niepokój. Jak zawsze musiałam panikować. Cała ja, ale wyjście Michale do sklepu wydawało mi się przedłużać. Wiedziałam jak to sobie wytłumaczyć. Po prostu za nim tęskniłam i to było sedno sprawy.
- Jestem! Tęskniłaś?
- Jak zawsze – uśmiechnęłam się.
- No to opowiadaj co się działo przez te .. - spojrzał na zegarek - Półtorej godziny jak mnie nie było?
- A nic ciekawego. Leżę i przewracam się z boku na bok.
- Nie martw się już niedługo Cię wypuszczą.
- Mam nadzieje. Od razu wracam do mojego kochanego domku!
- Nie na długo tam zagościsz.
- Jak to? – odpowiedziałam zaskoczona.
- Nie mam zamiaru zostawić Cię znowu samej. Przecież już raz Cię zostawiłem i widzisz jakie były tego skutki.
- Tak wiem! Ale nie możesz przecież ciągle mnie pilnować, a Twoja trasa, koncerty, fani?
- I właśnie o to chodzi, że zabiorę Cie ze sobą!
- Że co?!
- No normalnie zabiorę Cię i już. Przydasz mi się.
- Jako kto? Jako sprzątaczka planu teledysku?
- Nie … ale przydałby mi się ktoś odpowiedzialny za kostiumy. Tak wiem! Będziesz pracowała w mojej garderobie!
- Zwariowałeś?
- Nie .. to jest świetny pomysł!
- A więc Pani Diano .. mam nadzieje, że nasza współpraca będzie owocna – uścisnął moją dłoń jak dyrektor banku podczas udzielania kredytu.
- Mike?
- Hm?
- Ale ja się na tym nie znam.
- Nauczysz się. W sumie bardzo dobrze. Dziewczyna, która ostatnio była odpowiedzialna za moją garderobę zaczyna działać mi na nerwy.
- Czemu?
- Bo jest wścibska i natrętna.
- Oj no dobrze .. jak chcesz, ale powiem Ci, że dużo na tym stracisz, bo ja się na tym kompletnie nie znam.
- Już moja w tym głowa, żebyś się wszystkiego nauczyła.
- Skoro tak mówisz.
- Jak mówię to wiem!
- Jak zawsze skromny?
- Jak zawsze dowcipna?
- Yyyyhhmmm ….. Przepraszam Państwa, ale muszę zabrać na chwilę Pannę Sween na badania –przerwał nam lekarz.
- Jasne .. już wychodzę – poderwał się Mike.
- Nie, nie może Pan zostać. Zabierzemy Panią na tomografię. Za niecałą godzinne będzie już z powrotem.
- Dobrze to idziemy Panie doktorze - powiedziałam ponuro, a ten się roześmiał.
Badanie były długie i żmudne. Oddychać, nie oddychać, podnieść rękę, podnieść nogę, położyć palec na nos i tak w kółku. Już myślałam, że to się nigdy nie skończy. Ale jednak po 2 godzinach było po wszystkim. Lekarz nie odmówił sobie oczywiście wygłoszenia orędzia na temat mojego zdrowia:
- A więc Pani Diano … Pani stan zdrowia nie budzi u mnie większych zastrzeżeń. Sądzę, że powinna Pani spokojnie udać się do domu, ale bez przemęczania się, żadnych biegań, joginów itp. Wszystko wymaga czasu droga Pani!
- Oczywiście Panie doktorze!
- Dobrze, więc może Pani już iść. Dokumentacja będzie czekała na Panią w recepcji. Następna wizyta za pół roku i żadnych lekarstw więcej, nie warto. Mówię Pani. Ma Pani tak wspaniałego faceta u swojego boku!
- Tak, tak - odpowiedziałam bezradnie. Miałam zaprzeczyć lecz stwierdziłam, że nie warto, niech tak myśli. Może nawet mi to na rękę?
Weszłam do Sali.
- Mike wracam do domu!
- Oooo jak się cieszę. Pakuj się jak najszybciej. Ja będę już czekał na dole.
Zabrałam wszystko w mgnieniu oka. Rzucałam do torby jak leciało, nie składając ani nie rozczulając się nad żadną z rzeczy. Tak jak lekarz obiecał, dokumentacja leżała już przygotowana. Zeszłam do auta.
- Gotowa?
- Tak.
- To wracamy.
- Michale?
- Hm …?
- A Ty nie powinieneś być w trasie koncertowej? - moje pytanie spowodowało zniknięcie uśmiechu z jego twarzy.
- Powinienem …. ale zdążę .. spokojnie. Gram ten sam koncert od miesiąca. Poradzę sobie bez prób!
- Ale On miał być jakoś teraz?
- Tak .. został przełożony.
- Na kiedy? Jesteś pewien tego co robisz?
- Diana …. – złapał moją dłoń! - Posłuchaj .. jesteś dla mnie ważna, jesteś moją przyjaciółką, a zarazem jedyną osobą, która tak naprawdę mnie rozumie,wspiera i szanuje. Dla Ciebie pojechałbym na koniec świata i jeden krok dalej, jeżeli zaszłaby jeszcze raz taka potrzeba zrobiłbym to samo nie zastanawiając się nawet. Fani są ważni, ale jest pewna granica, której Oni nie przekroczą, a mianowicie przyjaźń – na te słowa oniemiałam. Jego ciepła dłoń nadal trzymała moją i nie wiedziałam co powiedzieć.
- Dziękuje - wykrztusiłam wreszcie.
Nie spodziewałam się tego co usłyszałam. Nawet nie wiedziałam ile te słowa dla mnie znaczyły. Kiedyś marzyłam, żeby ktoś powiedział mi coś takiego wtedy kiedy byłam sama i nikt mnie nie potrafił zrozumieć. Dziś to marzenie się spełniło i to dzięki komu? Dzięki człowiekowi, który tak wiele osiągnął! - Diana jednak masz szczęście - pomyślałam sama do siebie.
Nim się obejrzałam, parkowaliśmy już na moim podjeździe. Mike jak zawsze zabrał moją walizkę i już mieliśmy otwierać, kiedy nagle całe jego rodzeństwo wyskoczyło jak szalone.
- Diana! Boże .. dobrze, że jesteś. Tak się cieszymy! - kolejny piękny gest z ich strony.
- Wróciłam i nie planuje więcej żadnych tego typu wypadów – uśmiechnęłam się.
- To bardzo dobrze – odpowiedziała Janet.
- Co się w ogóle z Tobą działo? – spytał Tito.
- A to długa historia – opuściłam mimowolnie głowę.
- Oj nie ważne, najważniejsze, że jest już z nami – przerwał Mike, spostrzegając moje zakłopotanie.
- Może wejdziecie do środka?
- Nie kochana, nie możemy!
- Czemu?
- Bo … no mamy jeszcze coś do załatwienia - plątała się Janet.
- Dobra powiedz, że chcemy ich zostawić samych – palnął Jeremi podnosząc teatralnie oczy ku górze.
- No jak chcecie – zaczęłam się śmiać.
- Dobrze to my już uciekamy.
- No to pa. Jeszcze raz dziękuje za takie miłe powitanie.
- Nie masz za co. Papap Dianko - pomachała Toya. Jeszcze Mike się odezwał.
- Psss Tito?
- Co?
- Joseph w domu?
- Tak.
- Powiedz, że jeszcze nie wróciłem z koncertu, ok?
- Jasne.
- Wie, że mnie nie ma?
- Spokojnie .. Brendan milczy jak grób. Mówi, że dzielnie ćwiczysz, a pieniądze wpływają na konto jak szalone.
- To dobrze – obaj uśmiechnęli się i cała gromadka Jacksonów zniknęła za ogrodzeniem.
Weszliśmy do domu. Bagaże zostały przed drzwiami, nie miałam jeszcze siły ich rozpakowywać. Zrobiłam coś do picia i zasiedliśmy na mojej kanapie kiedy Mike zaczynał być nie spokojny.
- Diana proszę zamknij drzwi na klucz.
- Czemu?
- Bo Joseph jest w domu, żeby nie przyszło mu na myśl Cie odwiedzić.
- Mnie? No coś Ty! Przecież On mnie nie zna nawet.
- Słuchaj może mnie szukać.
- Jasne - poderwałam się i zamknęłam drzwi na podwójny zamek.
- Widzisz przeze mnie będziesz miał kłopoty.
- Jakie kłopoty? Przecież On myśli, że ćwiczę, a koncert został przełożony, bo dach przeciekał.
- Hahaha co?
- Brenden powinien być aktorem .. świetnie kłamie.
- Może powinnaś się położyć …. ale zaraz zaraz Diana!
- Co?
- Nie mam gdzie spać! Boże przecież … nie zarezerwowałem hotelu, a do domu nie wrócę, bo Joseph sądzi, że jestem w trasie koncertowej …. no nie.
- Przecież możesz spać u mnie!
- Naprawdę?
- Jasne przecież kanapa w salonie jest wolna, wiem nie zbyt wygodna, ale lepsze to niż auto na parkingu. Nie sądzisz?
- No to świetny pomysł! Nawet lepiej, bo będę miał Cię na oku i żadnych tabletek!
- Nawet na ból głowy?
- Nawet takich.
Długo jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Byłam wdzięczna Michaelowi, że tak się zachował. Po raz kolejny wyciągał mnie z depresji. Nie wiedziałam jeszcze jak mu się za to wszystko zrewanżuje. On twierdził, że tym, że pojadę z nim na zdjęcia do „Thrillera”. Opierałam się, że nie potrafię, że to, że tamte, ale w głębi duszy cieszyłam się jak dziecko, że spędzę z nim aż tyle czasu i zobaczę pierwsze profesjonalne tak wysokiej klasy nagranie muzyczne, że na moich oczach stworzy się historia. Historia Michael Jacksona.
Nazajutrz Mike wyjechał wczesnym rankiem, żeby zdążyć na już raz odwołany koncert, a ja miałam się przygotowywać na kolejny wyjazd. Postanowiłam, że zacznę od pakowania się. Nie miałam chęci na zakupy, więc zabrałam to co miałam w szafie. Obawiałam się trochę jak poradzę sobie z innymi członkami zespołu. Czy będą chcieli mnie uczyć? Pokazywać wszystko od podstaw. Martwiłam się, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam jak wiele się wydarzy. 

1 komentarz:

  1. Oj bosko, bosko! Świetnie piszesz, ale to już pewnie Ci mówiłam i bardzo doceniam, że robisz to regularnie i mimo pracy, czy choroby. Po prostu wielki szacunek. Uważam, że powinnaś nigdy tego nie przerywać.
    Pozdram. Martuś.

    OdpowiedzUsuń